Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 03

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:08, 15 Lut 2006    Temat postu: Rozdział 03

Rozdział 03 w którym sprawy zaczynają się jeszcze bardziej komplikować

Wizzoteriks i Gosiatriks wciąż nie mogli ochłonąć. Mimo, że walka już się skończyła, ich nerwy były wciąż napięte. Wyobraźnia podpowiadała im wciąż kolejne pytania. Kim jest ów żebrak???? Czemu człowiek z elitarnego klanu Tygrysa znalazł się w Zir bez żadnej ochrony i dlaczego skrywa się w przebraniu żebraka??? Skąd powracał i dokąd zmierzał???? Na czyje zlecenie działali łowcy niewolników??? Jedno było pewne. Ten kto wydał rozkaz pojmania żebraka musiał być albo bardzo ważna i wpływową osobą albo działał z rozkazu takiej osoby. Dla Wizzoteriksa i Gosiatriks odpowiedź na pytanie kto za tym wszystkim stoi była tylko jedna. Imperium!!! Imperium do którego nienawiść wyssali razem z mlekiem matki, Imperium z którym walczyli od czasu gdy ich dłonie zdołały utrzymać miecz.
Myśli w ich głowach pulsowały i falowały jak fale magmy pod powierzchnią ziemi choć oni sami przypominali raczej dwa kamienne posagi.
Leżący na ziemi mężczyzny wydał nagle cichy jęk. Ten znak życia jakby odczarował Wizzoteriksa i Gosiatriks.
- Przeszukaj ciała łowców - rozkazał Wizzoteriks - może znajdziesz jakiś bukłak z winem.

Żebrak poruszył się a następnie usiadł rozcierając obolałą i zakrwawioną głowę. Na wpół przytomnym wzrokiem rozejrzał się wokół siebie. Ujrzawszy klęczącego przy nim Wizzoteriksa słabym głosem zapytał się:
- Kim jesteście i czego ode mnie chcecie???
- Napij się wina i nie obawiaj się – odrzekł Wizoteriks podając nieznajomemu bukłak wina - nie jesteśmy Twoimi wrogami i uratowaliśmy twój tyłek od poważnych kłopotów wiec raczej nam się należy odpowiedź na pytanie kim ty jesteś i dlaczego łowcy nie bacząc na czas i miejsce zdecydowali się na to aby Cię porwać????
Przez dłuższy moment żebrak patrzył to na Wizzoteriksa to na Gosiatriks starając się odczytać z ich twarzy jakie maja wobec niego zamiary. Lecz bądź to ze względu na mrok panujący w stodole bądź to ze względu na to iż na ich twarzach wciąż malowała się zaciętość i bezwzględność po walce, którą nie dawno stoczyli, nie mógł odczytać jakie były ich prawdziwe zamiary. Widok leżących ciał jego niedoszłych oprawców uczynił jeszcze większy zamęt w jego głowie. Walczyły w nim dwa przeciwstawne żywioły. Coś podpowiadało mu że może tym ludziom zaufać lecz jednocześnie coś innego szeptało aby zachować jak największą ostrożność. Nie mogąc roztrzygnąć tego wewnętrznego sporu, a jednocześnie będąc zbyt słabym aby próbować ucieczki, rzekł zrezygnowanym głosem :
- Dzięki Panie za uratowanie mnie od niechybnej śmierci z rak tych zbójów ale naprawdę nie wiem czemu ci dranie napadli na mnie. Jestem tylko zwykłym żebrakiem wędrującym od miasta do miasta od odpustu na odpust. Musieli mnie pomylić z kimś na kim im bardzo zależało .
- A ja jestem Beatrix, najpiękniejsza dziwka w Ashanti - wściekle zasyczał Wizzoterix, zbliżając swoją twarz do żebraka, z której wyraźnie można było odczytać, że nie pozwoli na to aby kpiono z niego -Zapewne jesteś tylko zwykłym żebrakiem, pomiotem jakiejś żebraczki i zupełnie przez przypadek łowcy w czas świat Zir łamią prawo i napadają na ciebie i zupełnie przez przypadek jakiś domorosły artysta, gdy ssałeś jeszcze cycki swojej matki w pijackim zwidzie wytatuował ci na piersiach znak tygrysa???!!!
Mówiąc te słowa Wizzoteriks oświetlił swoją twarz tak aby żebrak mógł zauważyć wilka wytatuowanego na jego głowie. Żebrak z ulga odetchnął. Teraz miał już pewność że ci ludzie na pewno nie są jego wrogami. Zwrócił ku niemu swoją, już spokojną twarz i z trudem ukrywaną ulgą i wzruszeniem osłabionym głosem cicho wyszeptał:
- Kiedy ostatni raz byłem w Ashanti najpiękniejszą kurtyzaną była gorąca Mannuela. Jestem Lancetorix, chorąży klanu Tygrysa .... miesiąc temu uciekłem z doliny śmierci, z niewoli u Orków, w którą dostałem się po bitwie u skały Ryczącego Diabła. Ci łowcy zapewne mieli za zadanie dostarczyć mnie tam z powrotem. Wciąż jestem ścigany przez strażników z doliny śmierci i choć przekroczyłem już granice imperium pościg wciąż trwa.

To nagłe wyznanie nieznajomego wstrząsnęło Wizzoteriksem. Tę bitwę, w której jako młody wojownik brał udział pamiętał doskonale. I teraz uświadomił sobie, że twarz nieznajomego żebraka od razu wydała mu się znajoma. Przed jego oczyma stanęły obrazy z przeszłości. Przypomniał sobie z jakim podziwem patrzył na Tygrysów szykujących się do szaleńczej szarży w najbardziej krytycznym momencie tej bitwy. Przypomniał sobie wojownika kroczącego na czele falangi dumnie niosącego totem ich klanu.

-A ja jestem Wizzoteriks, regimentarz klanu Wilka w służbie króla Adreatosa - rzekł spokojnie Wizzoteriks - w takim razie Lancetriksie do czasu powrotu do Ashanti jesteś pod opieką klanu Wilka.
- A ja jestem najpiękniejsza dziwka Wilków – wtrąciła z przekąsem Gosiatriks - a skoro dokonaliśmy już wzajemnej prezentacji, co dobrze świadczy o naszych manierach, zastanówmy się co winniśmy zrobić, aby wydostać się z tego gówna, w które, Bogowie stawiając na naszej drodze Lancetoriksa oraz nienawiść jaką Wizzoteriks żywi do łowców niewolników całego świata, nas wpakowali.
Rzeczywiście sytuacja ich nie była godna pozazdroszczenia. Z jednej strony wisiał nad nimi wyrok śmierci za załamanie zakazu przelewu krwi w okresie święta Zir z drugiej strony czyhali łowcy niewolników ziejący chęcią odwetu za śmierć kamratów. Działać trzeba było szybko. Pozostanie w stodole równało się samobójczej śmierci.
- Musimy stąd znikać jak najszybciej bo za chwilę mogą pojawić się straże lub inni łowcy – rzekł Wizzoteriks .
W tym momencie do stodoły weszła Iguanessa.
-Znalazłam konie łowcow - rzekła - Mogą nam się przydać wydostać z miasta.
- W karczmie znajdują się nasze konie - jakby sama do siebie powiedziała Goasiatriks - i jeżeli straże znajdą to ścierwo, to nasze nagłe zniknięcie nie pozostawi cienia wątpliwości kto dokonał tej jatki. Musimy udać się po nie do karczmy a twoja rozbita głowa Regimentarzu na pewno zainteresuje strażników.

Wizzoteriksowi nie trzeba było tłumaczyć i wyjaśniać niebezpieczeństwa jakie czyhało na nich ze wszystkich stron.
- Możesz jechać konno? - spytał się Lancetoriksa, a otrzymawszy potwierdzenie nakazal Iguanesiie i Gosiatriksowi aby udały się do karczmy po wierzchowce. Sam zaś z Lancetoriksem skierowali się do miejsca gdzie znajdowały się konie łowców.
Niespełna dwa pacierze później dwóch jeźdźców opuszczało w zupełnej ciszy przedmieścia Zir.

- Mów - rzekł władczo młody mężczyzna otulony w czarną pelerynę
- Panie - odrzekł przestraszony człowiek - udało nam się znaleźć zbiega w karczmie na przedmieściach Zir. Gdy ten pies został wyrzucony przez karczmarza na dwór udaliśmy się za nim i w sprzyjającym momencie gdy nikogo nie było w pobliżu schwytaliśmy go i spętaliśmy. Jednakże musiał ktoś nas obserwować, gdyż nagle zaatakowało nas troje wojowników zabijając moich kamratów. Tylko mnie udało się uciec.
Twarz mężczyzny zapłonęła wściekłością. Od miesiąca tropił tego niewolnika. Od miesiąca nie schodził z konia ścigając go jak pies gończy i gdy wreszcie zagnał zwierzynę w sieci, z której nie powinna się już wydostać, gdy nagonka założyła śmiertelną pętlę na szyję zwierzyny znów ktoś pomaga mu uciec. W jego uszach jeszcze brzmiały słowa Chipodeusa, głównego strażnika doliny śmierci ze albo on sprowadzi tego parszywego niewolnika z powrotem albo Chipodeus osobiście wypatroszy jemu wszystkie wnętrzności i rozwiesi je na okolicznych drzewach. Smokodeus, bo tak nazywał się ów mężczyzna, pogardzał niewolnikami i traktował ich jak bezrozumne zwierzęta. Ich dość częste ucieczki z doliny śmierci zawsze były dla niego źródłem doskonałej zabawy, przerywnikiem w monotonii codziennej służby i zawsze kończyły się tak samo. Poćwiartowane ciała takich śmiałków zwykle powiewały na okolicznych drzewach oznajmiając innym co czeka każdego kto śmiałby zdecydować się na taki czyn.
Lecz tym razem chyba wszystkie moce niebiańskie i piekielne sprzysięgły się przeciw Smokodeusowi. W kotlinie uśpionych elfów, gdzie osaczono zbiega nieoczekiwane pojawienie się bandy zbuntowanych Elfów uratowało go po raz pierwszy a sam Smokodeus o mało nie stracił życia w tej potyczce. A teraz nieznani wojownicy, nie bacząc na zakaz przelewania krwi, wybili wynajętych przez niego łowców i po raz drugi ten parszywy niewolnik wywinął się z jego rąk. Przez chwilę Smokodeus zobaczył Chipodeusa pastwiącego się nad jego zwłokami.
- Guzideusie - warknął Smokodeus - weźmiesz wszystkich ludzi i udasz się do tej stodoły. Znajdź mi tego niewolnika a tamtych zabij.
Po wydaniu tego rozkazu Smokodeus zagłębił się w swoje myśli, analizując całą sytuację od momentu gdy doniesiono mu o ucieczce jednego z więźniów. Wiedział, że cała jego kariera legła w gruzach i teraz albo przywiezie Chipodeusowi uciekiniera, albo na wieki okryje hańbą swój ród. Im bardziej o tym rozmyślał, tym większa rosła w nim nienawiść i zawziętość. W tej właśnie chwili Smokodeus uświadomił sobie, że gdyby musiał przejść przez krainę duchów, przepłynąć przez straszliwy ocean Aretii stanowiący przedsionek piekła, zmierzyć się z najstraszliwszymi potworami gór Aretyckich nie spocznie póki własnymi rękami nie rozszarpie na strzępy ciała tego niewolnika. Rozmyślania Smokodeusa przerwał tupot stóp powracającego pościgu.
- Uciekli Panie, w stodole odnalazłem tylko ciała zabitych i nikogo więcej. Napastnicy należeli do klanu Wilka z Ashanti - wykrztusił zdyszany Guzideus pokazując zakrwawione strzały, które wyjął z ciał zabitych.
- Wiec przynajmniej wiemy w którą stronę się udali - rzekł Smokodeus - każ wszystkim wsiadać na koń.
Następnie podszedł do trzęsącego się jak osika łowcy niewolników i z szybkością błyskawicy rozpłatał mu gardło.
- Tak zawsze kończą ci, którzy mnie zawiedli - rzekł do obserwującego go Guzideusa - W drogę!!!

Gosiatriks i Iguanessa cicho jak duchy, skryte w ciemności nocy, przesuwały się między zabudowaniami, bacznie rozglądając się i nasłuchując czy nikt za nimi nie podąża. Dotarłszy do drzwi stajni, która mieściła się przy karczmie pod Rączym Jeleniem, jeszcze raz rozejrzały się wokół a następnie najciszej jak mogły otworzyły drzwi i weszły do środka. Kobiety podeszły do koni, które wyczuwszy swoje właścicielki cicho zarżały.
- W porządku, nikogo tu nie ma - cicho rzekła Iguanessa lustrując pomieszczenie - szybko siodłajmy konie i w drogę.
Osiodłanie koni nie trwało długo, tak iż po kilkunastu minutach wszystko było gotowe. Iguanessa i Gosiatriks jeszcze raz wsłuchały się w dobiegający zza ściany gwar rozmów i skierowały się ku drzwiom wyjściowym. Nagle drzwi się otworzyły a do środka wkroczył karczmarz oświetlając wnętrze stajni wielką lampą.
- Hola ,hola - zawołał groźnie – a co to dziękujemy za gościnę i pośpiesznie opuszczamy ten przybytek nie uiściwszy zapłaty??!!!
Psiakrew, diabli go tu nadali, zaklęła w myślach Gosiatriks a następnie starając się aby jej głos brzmiał jak najbardziej naturalnie rzekła głośno z udawaną wesołością:
- Służba nie drużba, panie gospodarzu, nasz dowódca kazał jechać dalej choć na miły Bóg zdecydowanie bardziej by się mi uśmiechało przespać tę noc w pana zawszonym łóżku niż obijać w siodle tyłek przez całą noc. A co do zapłaty właśnie mieliśmy iść do was aby ją uiścić, ale skoro jest pan tu to.......
Nie kończąc zdania Gosiatriks sięgnęła ręką do sakiewki. Zwabiony tym ruchem karczmarz przybliżył się do niej oświetlając lampa jej twarz. Nagle cały znieruchomiał a jego oczy stały się wielkie jak dwa koła młyńskie.
- Ty masz krew na twarzy - wyszeptał nerwowo. Już miał wszcząć alarm, wezwać biesiadujących za ścianą ludzi, wznieść larum, gdy Iguanessa z szybkością kobry wbiła mu sztylet w gardło dławiąc dłonią jego ostatni przedśmiertny krzyk.
- Czy to bezsensowne zabijanie nigdy się nie skończy – wyszeptała wciekła jak osa Gosiatriks przysypując truchło karczmarza sianem - spieprzajmy stąd jak najszybciej nim pojawi się kolejny kandydat na umarlaka.

Bez słów wyprowadziły konie na podwórze i odjechały kryjąc się w nieprzeniknionej ciemności. Gdy sylwetki wojowniczek pochłaniała noc z siana wyłoniła się rozczochrana głowa o przerażonych oczach, a po chwili w kierunku posterunku straży biegł cień człowieka gromko wołając.....Zabito człowieka ...Przelano krew!!!!!!!!!!!!!

**************************************************************************************

Odkrycie przez Strażników świątyni ciał zabitych łowców niewolników oraz zabójstwo karczmarza wstrząsnęło całym miastem. Kroniki dziejów księstwa Zir od stuleci mozolnie spisywane przez tutejszych mnichów nie odnotowały przypadku, aby w podczas jednych świąt zginęło aż siedem osób. Oburzenie rosło z godziny na godzinę. Natychmiast zebrała się Rada Świątyni, wszczęto śledztwo i do końca dnia zakazano urządzać jakichkolwiek festynów i jarmarków. Całe miasto z zapartym tchem oczekiwało na wieści o pojmaniu sprawców tych ohydnych zbrodni. Nikt nie wątpił w to, że ci, którzy dopuścili się tego czynu zostaną wykryci i osądzeni z cała bezwzględnością. Na efekty pracy kapłanów nie trzeba było długo czekać. Nieoczekiwane zniknięcie trójki wojowników, którzy ostatniej nocy gościli w karczmie pod Rączym Jeleniem, świadek zabójstwa karczmarza i strzały znalezione w ciałach zabitych nie pozostawiały wątpliwości co do tożsamości sprawców. Wieczorem, gdy do miasta powrócił pościg wysłany za zbiegami, w głównej sali świątyni, aktualnie niedostępnej dla wiernych, zebrali się wszyscy kapłani. Zebrani dyskutowali ze sobą omawiając z oburzeniem wypadki ostatniej nocy. Wszyscy byli zgodni co do jednego, że tylko śmierć tych co ośmielili się przelać krew i znieważyć boginie Zir uchroni miasto od jej gniewu. Wściekłość i oburzenie mnichów wzrastało z każdą minutą. Jednakże, gdy do sali wkroczył główny kapłan w otoczeniu dowódców straży wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Astymengatos popatrzył smutnym wzrokiem na zebranych, uniósł prawą rękę do góry i rzekł:
- Bracia! Stała się rzecz straszna. W ten radosny dla nas czas przelano krew i przecięto nić życia. Takiego straszliwego czynu, choć już 70 lat chodzę po tej ziemi, nie pamiętam. Zbryzgano krwią niewinnych ludzi powracającą z czeluści piekieł Boginię Zir. W czasie gdy życie zwycięża nad śmiercią, gdy Bogini Zir pokonuje moce piekła przerwano nić życia. Bogini Zir żąda od nas przykładnego ukarania winnych i zmycia ich krwią hańby jaka stała się naszym udziałem.
W sali ponownie zawrzało. Wszyscy kapłani przekrzykując się nawzajem domagali się ujawnienia imion tych którzy zhańbili ich boginię. Złorzeczono świętokradcom, wymyślano najstraszliwsze rodzaje tortur w jakich przyjdzie im umrzeć. Wszyscy byli zgodni co do jednego. Zabicie tych złoczyńców w miejscu gdzie dopadnie ich pościg sług świątyni nie uspokoi gniewu bogini. Trzeba sprowadzić ich do Zir i złożyć z nich ofiarę, a im straszliwsza będzie ich śmierć tym większa pewność, iż bogini nie ukarze swego ludu.
Główny kapłan znów podniósł rękę do góry i w sali zapanowała cisza.
- Bracia- rzekł - udało nam się ustalić iż sprawcami tego ohydnego czynu byli przebywający w karczmie pod Rączym Jeleniem trzej wojownicy z królestwa Ashanti. Mamy na to niezbite dowody i choć dziś udało im się ujść naszemu pościgowi to przyrzekam wam, że nie ujdą naszej sprawiedliwości. Jutro skoro świt uda się do króla Adreatosa nasze poselstwo z żądaniem wydania tych ludzi i postawieniem ich przed sądem świątyni. Myślę, że władca Ashanti nie ośmieli się odmówić naszemu żądaniu. Do czasu stracenia tych którzy ośmielili się zhańbić i rozgniewać boginię nakazuję aby każdy mieszkaniec ZIR przywdział żałobę i zakazuję jakichkolwiek zabaw. A teraz, bracia, rozejdźcie się i przekażcie wszystkim tę wiadomość.
Po wysłuchaniu tych słów kapłani w ciszy i porządku zaczęli opuszczać świątynie, aby przekazać wszystkim decyzje Najwyższego Kapłana.

Gdy sala opustoszała Astymengatos rzekł do stojącego obok niego dowódcy straży:
- Witolinie, weźmiesz 10 najlepszych i najbardziej zaufanych żołnierzy i udasz się do Ashanti. Ustalisz dokładnie, gdzie znajdują się ci zabójcy i czy ktoś jeszcze im pomagał, a gdyby Adreatos ociągał się ze spełnieniem naszego żądania lub wręcz odmówił jego spełnienia porwiesz ich i doprowadzisz żywych przed moje oblicze.
Mówiąc to starzec mocno zaakcentował słowo "żywych". Witolin nisko skłonił się przed kapłanem na znak iż doskonale rozumie czego się od niego oczekuje i natychmiast opuścił salę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin