Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 05

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:00, 02 Mar 2006    Temat postu: Rozdział 05

Rozdział 5 Ziemia niczyja

Miesiąc po opuszczeniu Ashanti Lancetoriks ujrzał mury Maczeturii. Potężna twierdza wzniesiona na urwistych skałach górowała nad okolicą ,bacznie strzegąc wejścia do królestwa. Lancetoriks z uwagą przyglądał się jej podwójnym wysokim murom otaczającym zamek, górującymi nad murami basztami, bramami uzbrojonymi w potężne kraty do których droga wiodła poprzez zwodzone mosty , równymi liniami ostrokołów. szczerzących swoje kły tuż za linia fosy. Za pierwszym murem ustawione w idealnym porządku i gotowe do natychmiastowego użycia drzemały potężne machiny wojenne: onagery, balisty, katapulty i skorpiony. Wszystkie posterunki ,zarówno te na murach jak i te położone poza twierdzą bacznie lustrowały okolice, gotowe w każdej chwili wznieść alarm, gdyby do granic królestwa zbliżał się nieprzyjaciel
U podnóża Maczeturii wyrosła typowa wojskowa osada. Solidne drewniane i kamienne domy w których mieszkały rodziny stacjonujących tu wojowników, dziesiętników, setników ustawione były wzdłuż wąskich uliczek przecinających się pod katem prostym. W osadzie pełno było warsztatów rzemieślniczych: :kowali, płatnerzy, kołodziei i warsztatów tkackich, które pracowały nie tylko na potrzeby mieszkańców ale również na potrzeby warowni. Na niewielkim rynku swoje kramiki rozkładali przyjeżdżający kupcy, miejscowi rzemieślnicy i przybywający tu na cotygodniowe targi okoliczni kmiecie. I jak to zazwyczaj bywa w osadach wojskowych znajdował się tu również nie narzekający na brak klienteli burdel Madame Arni oraz znana z doskonałego grzanego wina karczma krasnoluda Redexa.
Twierdza była ostatnim bastionem krolestwa.Za nią rozciągała się ziemia niczyja o której zapomnieli Bogowie, gdzie wciąż ,mimo zawartych rozejmów, podpisanych traktatów toczyła się wojna. Tam tez już niedługo miał się udać Lancetoriks.
Rozkazy jakie otrzymał od Komesa Maczeturii były jasne.Za 5 dni przy gorących źródłach miał się spotkać z ludźmi z którymi wspólnie wypełni powierzoną misję. Znajdzie księżniczkę Kisoah i nakłoni ją do zawarcia przymierza z królestwem Ashanti. Ale nawet komes Maczeturii nie miał zielonego pojęcia kim oni są..
Dwudniowy pobyt w Maczeturii Lancetoriks wykorzystał nie tylko na zwiedzanie twierdzy i wypoczynek ,ale również na uzupełnienie zapasów, sprawdzenie ekwipunku. Dziwne uczucie że jest śledzony nie opuszczało Go przez cały czas. Początkowo nawet starał się obserwować i zapamiętywać kręcących się wokół niego ludzi lecz w końcu stwierdził, że jest to zadanie niewykonalne. Uznał ,że jeżeli się nie myli to Ci którzy go śledzą pojada zapewne za nim a wówczas ,tam na ziemi niczyjej łatwiej będzie mu ich wytropić i pozbyć raz na zawsze. Swoimi odczuciami podzielił się z Komesem , który natychmiast przydzielił mu ochronę.
Trzeciego dnia o północy przebrany w strój łowcy niewolnika w największej tajemnicy, przez tajna znana tylko nielicznym osobom furtkę, opuścił Maczeturię i wyruszył ku gorącym źródłom. Podróż przebiegała spokojnie, lecz Lancetorix zachowywał jak największe środki ostrożności. Często zatrzymywał się i w ukryciu obserwował czy nikt za nim nie jedzie, a pomny nauk Wizzoteriksa, zacierał ślady, kluczył. nim w końcu skierował się wprost ku gorącym źródłom.
Do celu dotarł drugiego dnia wieczorem. Po sprawdzeniu terenu i upewnieniu się iż jest tu sam, rozpalił ognisko i upiekł królika którego upolował po drodze. Teraz przyszło mu spokojnie oczekiwać na zapowiedzianych przez Komesa pomocników. Czuł ogromna chęć wyruszenia natychmiast i rzucenia się do gardła wszystkim tym ,którzy chcieli by uniemożliwić mu uwolnienie Niukotosa i innych tygrysów znajdujących się wciąż w dolinie śmierci. Zastanawiał się czy uda mu się znaleźć księżniczkę Kisoah i jakich powinien użyć argumentów ,aby ją przekonać do swojego planu.
Nagle jego koń cicho zarżał. Lancetoriks szybko przysypał ognisko i ukrył się w zaroślach. Nałożył strzałę na cięciwę i spokojnie czekał . Po chwili zauważył trzy zakapturzone postacie. Mimo, ze nie bardzo się kryli ze swoją obecnością to jednak , co zauważyło wprawne oko Lancetoriksa, poruszali się we wzorowym szyku. Przodem szedł potężny mężczyzna a kilka kroków za nim po jego prawej i lewej stronie ubezpieczały go dwie pozostałe osoby. W rękach trzymali łuki gotowe do strzału Szli bardzo ostrożnie lustrując cały czas pobliskie skały i krzewy .Gdy dotarli do polany ,na której wciąż żarzyło się ognisko rozpalone przez Lancetoriksa i gdzie na różnie wciąż tkwił dopiero co upieczony królik, zakapturzony mężczyzna ,spokojnie usiadł i zaczął z wielkim apetytem pałaszować kolacje Lancetoriksa.
-radziłbym Ci wpierw się przedstawić i spytać czy wolno się przysiąść do stołu –krzyknął Lancetoriks – chyba ,że chcesz być naszpikowany strzałami
-największą wadą tygrysów –odrzekł spokojnie nieznajomy nie przerywając konsumpcji – oprócz oczywiście powszechnie znanego przechwalania się czynami, których nie dokonali jest ta ze nie potraficie gotować .To co Lancetoriksie przygotowałeś na dzisiejsza ucztę urąga wszelkim zasadom dobrej kuchni. Powinieneś dodać więcej ziół. No i przydało by się odrobinę czerwonego wina.
Lancetoriks osłupiał słysząc ten głos tak jakby usłyszał głos z zaświatów. Czyżby demony tego stepu ,o których tyle słyszał w Maczeturii przybrały postać jego przyjaciela i teraz starały się omamić Go po to aby wypić zeń całą krew i wyssać szpik z jego kości???? Przez moment zbladł i nogi ugięły mu się ze strachu, jednak po chwili uspokoił się. Amulet, który dostał od Kobi nie wskazywał na obecność demonów.
Wizzoteriks to Ty???? –wydukał Lancetoriks wyłaniając się z ukrycia.
-a myślałeś ze kto???? Dziewczynki od Beatriks??? –odrzekł nieznajomy ściągając ze swojej głowy kaptur. To samo uczyniły pozostałe dwie postacie i Lancetoriks ujrzał roześmiane twarze Iguanessy i Gosiatriks..Za chwilę obie wojowniczki utonęły w jego ramionach Po powitaniu wszyscy usiedli przy ognisku, a Wizzoteriks nie czekając na pytania spokojnie zaczął opowiadać co wydarzyło się od momentu gdy opuścił Ashantii
-jak wiesz Lancetoriksie –rzekł Wizzoteriks –po zdaniu radzie klanu relacji z wypadków jakie miały miejsce w Zir postanowiono, abym zniknął na jakiś czas ze stolicy. Wysłano mnie do warowni Urzahi leżącej na granicy z królestwem Heartesa. Tam miałem siedzieć i czekać dalszych rozkazów. Podczas jednego z patroli wpadliśmy w zasadzkę urządzoną przez krasnoludów. Te dranie wybiły prawie połowę mojego oddziału, ale ostatecznie udało nam się wyjść z tej opresji. Mnie trochę poturbowali i gdyby nie Iguanessa i Gosiatriks, pewnie gniłbym tam razem z innymi. Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy po wylizaniu się z ran zakazano mnie ,Iguanesie i Gosiatriks wychodzenia z warowni i pokazywaniu się na ulicach Urzahi. Dopiero później dowiedziałem się , ze ten fakt sprytnie został wykorzystany przez radę w rozmowach z poselstwem z Zir. Winowajcy zginęli a królestwo i klan nie mogło zgodnie z obowiązującym u Nas prawem wydać ciał tych ,którzy zginęli w służbie króla. Strasznie mi się dłużył ten pobyt, bo przecież mnie znasz nie lubię siedzieć bezczynnie wiec, gdy zjawili się u mnie wysłannicy z Ashanti nakazując abym udał się niezwłocznie na ziemię niczyją jako osłona pewnej ważnej misji i gdy dowiedziałem się ze mam współpracować z tygrysami nie miałem wątpliwości ze to będziesz Ty. A teraz powiedz mi komu mamy skopać żyć, czyżby samemu imperatorowi???? Czy naszym celem jest uwolnienie Twoich przyjaciół z niewoli???
-niestety nie –odparł smutno Lancetoriks –mamy dotrzeć do księżniczki Kisoah i namówić ją do podpisania traktatu wymierzonego przeciw imperium.
-czy to jest ta księżniczka która uratowała twój tyłek, w tej dolinie gdzie dopadł Cię Smokodeus ze swoimi siepaczami??? –zapytał Wizzoteriks
-dokładnie ta sama. Niekwestionowany przywódca elfów walczących z imperium Oryckim.. Niektórzy uważają ja nawet za żyjącą boginie-odrzekł Lancetoriks –Pochodzi z rodu królewskiego. Po ostatniej klęsce elfów, jej rodzina i ona sama zostali sprowadzenie do Bahkazi stolicy imperium w charakterze zakładników. Po jakiejś próbie powstania wszystkich ich zabito i tylko jej się udało uciec i cało dotrzeć do swoich ziomków. Od tej chwili na długo zaginął o niej wszelki słuch aż do momentu gdy rozpoczęło się kolejne powstanie. Miejsce jej pobytu stanowi największą tajemnicę, pilnie strzeżoną przez wszystkie elfy. Więc choć my jej będziemy szukać to od niej zależy czy ją znajdziemy i czy wyjdziemy z tego cało i żywi.
-hmm powiedziałeś że uważają ja za boginię???? Czyżby była taka ładna?? Bo na mój gust ma jakieś 150 lat- z nie tajoną ciekawością spytał Wizzoteriks
-Jak na elfa jest młoda kobietą. A jest inna niż wszystkie elfy. To co ja wyróżnia to fakt iż posiada jasne włosy. Jest to rzadki przypadek u nich aby młoda kobieta była blondynka więc gdy taki przypadek się wydarzy traktują te osoby jako naznaczone przez bogów i oddają im cześć prawie boska. Poza tym , po rzezi zakładników, jest ostatnią przedstawicielką rodu królewskiego co dodatkowo wpływa na jej charyzmę
-widzę ,że najbliższa przyszłość rysuje się przed nami fantastycznie- rzekł sceptycznie Wizzoteriks –jedziemy tam gdzie toczy się wojna, gdzie spod każdego krzaczka wystaje tyłek orka czatującego na elfa lub elfa czatującego na orka, tam gdzie zarówno dla orków jak i dla elfów będziemy podejrzani i najprawdopodobniej będą usiłowali jak najszybciej wysłać nas do krainy wiecznej szczęśliwości. Oczywiście nie wykluczam i tej możliwości że gdyby udało im się wziąć nas żywymi nim zobaczymy bramy nieba mistrzowie sztuki katowskiej będą mogli na nas sprawdzić swój kunszt
-mniej więcej tak- ze śmiechem odrzekł Lancetoriks –choć przy odrobinie szczęścia może uda nam się uzyskać audiencję u Kisoah. Oczywiście jeżeli będziemy mieli ten przysłowiowy łut szczęścia
cholera- zaklęła milcząca dotychczas Iguanessa – w ładną kabałę się wpakowaliśmy. Jeżeli wyjdziemy z tej misji z życiem to ja rezygnuję z kariery wojskowej, i zatrudnię się u Beatrix w jej burdelu. Przynajmniej groty które będą kłuć mój tyłek nie będą sprawiały takiego bólu no i każdą noc będę spędzać w łóżku a nie na gołej ziemi.
-spotkanie z orkami nie jest najgorszą rzeczą jaka może nas spotkać Iguanesso –spokojnie rzekł Wizzoteriks –ale....aby nie zostać wykrytym zbyt wcześniej i nie natknąć się na grasujący tu oddział orków zmuszeni jesteśmy omijać uczęszczane szlaki i udać się na tereny omijane przez wszystkich czyli przejechać przez.......
Tu Wizzoteriks na moment zawahał się czy wymienić nazwę tej krainy ,lecz wyręczył Go Lancetoriks
-...przez ziemię demonów, Iguanesso
coooooooooo???????? Ja pierdzielę????? Jaką ziemię demonów???? O czym Wy pieprzycie???!!!! Chyba trzymają się was jakieś głupie żarty i chcecie mnie wystraszyć!!! Niedoczekanie wasze Wy....!!!! Wy...!!!!
tu nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa Iguanessa zadumała się przez chwilę by za moment wykrzyczeć im z wielka satysfakcją
-Wy męscy szowiniści!!!!!!!! Ja w każdym razie idę teraz spać, a gdyby pojawił się w okolicy jakiś demon to podrzućcie go pod mój koc, już ja sobie z nim poradzę.
-Lancetoriksie- szepnęła cichutko Gosiatriks – gdybyś się chciał ogrzać to......
Niestety nie zdążyła dokończyć ,gdyż przerwał jej Wizoteriks
-hmm.... widzę Gosiatriks ,że temperatura twojego ciała jest bliska wrzenia i jakbyś mniej od innych odczuwała chłód nocy, wiec w takim razie jako pierwsza obejmiesz wartę. Myślę że to trochę ostudzi ten żar.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to w tej właśnie chwili misja dla Wizzoteriksa by się skończyła.

Wyruszyli o świcie. Przed nimi rozciągał się płaski jak stół obszar ziemi niczyjej. Gdy słońce powoli chowało się za widocznymi na horyzoncie górami, teren stopniowo zaczynał się zmieniać. W miejsce równego stepu, zaczynały pojawiać się większe i mniejsze wzgórza porośnięte kolczastymi krzewami i drzewami powyginanymi w fantastyczne kształty.
-przed nami ziemia demonów-mówiąc te słowa Wizzoteriks trzykrotnie splunął przez lewe ramię-myślę ,że powinniśmy jak najszybciej znaleźć miejsce na obozowisko, nie mam ochoty w nocy przejeżdżać przez ten teren.
Miejsce na rozbicie obozowiska znaleźli bardzo szybko. Wizzoteriks nie zwlekając natychmiast rozpoczął ustawianie magicznych przedmiotów i stawianie magicznych zapór przeciwko demonom ,strzygom, wilkołakom czy dziwomiszom. W tym czasie Lancetoriks zbudował prowizoryczne zabezpieczenia mające uchronić konie przed nocnym atakiem wilków, których donośne wycia dało się słyszeć z okolicznych wzgórz a Iguanesa i Gosiatriks zajęły się rozpaleniem ogniska i przygotowaniem posiłku.
-nie wiedziałem że znasz się na magii-rzekł z uznaniem Lancetoriks zwracając się do Wizzoteriksa
-nauczyłem się tego podczas jednej z misji. Otrzymaliśmy polecenie aby wytępić gniazdo strzyg ,które zagnieździły się w górach i bardzo dały się we znaki okolicznym mieszkańcom. Mój dowódca okazał się magiem i tylko dzięki jego magii udało mi się wyjść z tego cało. Od tamtej pory ,omijam szerokim łukiem wszelkie miejsca gdzie to paskudztwo żyje.
-ale zadanie wykonaliście-zapytała z nieukrywana ciekawością Gosiatriks
-z 30 wojowników ,którzy wyruszyli ,powróciłem tylko ja-odrzekł smutno Wizoteriks
-Regimentarzu opowiedz o tej misji-poprosiła Iguanessa
-może kiedyś opowiem, ale nie teraz. Teraz czas spać. Ja będę trzymał wartę-rzekł Wizzoteriks

Choć noc minęła spokojnie to jednak nikt nie zmrużył oka. W oddali co jakiś czas dochodziły do ich uszu przerażające odgłosy, głośne zawodzenie wilkołaków, przypominające płacz noworodka głosy strzyg ,mlaskanie dziwomiszów ,odgłosy nocnych polowań. Zapewne ustawione przez Wizoteriksa magiczne zapory uniemożliwiały im zaatakowanie obozowiska więc po jakimś czasie większość tych głosów przeniosła się w głąb jarów i wąwozów.
O świcie ruszyli w dalszą drogę. Jechali przez wiele godzin nie będąc niepokojeni przez prawdziwych władców tych ziem. Napięcie w jakim pozostawali przez cała noc powoli zaczęło opadać. Kojąco na ich napięte nerwy działały przelatujące nad nimi stada dzikich kaczek, gęsi, klucze czajek czy też widok pasących się na wzgórzach antylop.. W samo południe wjechali w potężny wąwóz .Jego prawie pionowe ściany porośnięte były plątaniną korzeni ,porostów, karłowatych krzewów. Płynący środkiem wąwozu strumień tworzył liczne rozlewiska i bajora. Obawiając się wjechania w bagnistą topiel musieli zwolnić tempo i bardzo dokładnie badać teren przed sobą. Wizzetoriks bacznie obserwował szuwary, leżące w wodzie olbrzymie pnie drzew ,wypatrując ukrytych topielic i wodników czyhających na zbłąkanych podróżnych. W pewnym momencie dno wąwozu zaczęło wyraźnie piąć się ku górze i miejsce trzęsawiska zajął twardy teren
-mam nadzieje-rzekł Wizzoteriks do Lancetoriksa –że zbliżamy się do końca tego wąwozu
W odleglości 200 metrów przed nimi wąwóz załamywał się pod kątem prostym. Widok jaki ujrzeli za zakrętem sprawił ,że wszystkie włosy stanęły im ze strachu. Na rozległej przestrzeni porozrzucane były kości ludzi i zwierząt. Białe czaszki szczerząc swoje kły patrzyły na nich pustymi oczodołami, stosy piszczeli, nagich żeber, kości rąk ,nóg, łap zapraszały ich w niemym geście do skorzystania z gościny i pozostania tu na zawsze Wokół unosił się smród gnijących resztek nocnych uczt i licznych śladów ekstrementów mieszkańców tego wąwozu. Amulet Lancetoriksa zaczął drgać jak oszalały.
-cholera –zasyczał Wizzoteriks- chyba nieopatrznie trafiliśmy do matecznika
-Wizz- szepnął biały jak kreda Lancetoriks wskazując wzrokiem otwór jaskini w odległości 20 kroków od nich., z którego spoglądały na nich trzy pary okrutnych i pałających żądzą mordu oczu. Ich widok był przerażający. Nie wiadomo było czy to są ludzie czy zwierzęta. Wzrostem przypominały ludzi lecz obfite owłosienie na całym ciele, oraz wydłużone pyski upodabniało ich raczej do niedźwiedzi. Istoty te strzygły nerwowo długimi owłosionymi uszami, wbijały w jeźdźców swoje czarne, pozbawione białek oczu i kłapały ogromnymi białymi kłami.
-kurwa mać-zasyczał Wizzoteriks- dziwomisze!. Chyba mają tu swoje gniazdo. Trzymajcie konie krótko i nie róbcie żadnych gwałtownych ruchów, bo gotowe nas zaatakować
Rozkaz został wydany we właściwym momencie, bowiem konie wyczuwszy odór potworów zaczęły nerwowo się kręcić i rżeć, lecz ściągnięte na krótko wodze zmusiły je do powolnego wymuszonego stępa. Siedzący na nich jeźdźcy wyglądali jak kamienne posagi, nieruchomi , nie śmiejący poruszyć gwałtowniej powieką, wpatrzone w jeden ,jedyny punkt jakim był wylot wąwozu. W tej chwili każda sekunda stawała się wiecznością ,a każdy krok oddalający ich od jamy przybliżał ich do życia. W skamieniałych postaciach emocje hulały jak huragan nad oceanem. Strach dławił im gardła, zatrzymywał oddech odbierał wolę. Nieruchome oczy bacznie obserwowały zarośla ,spłatane w gordyjskim węźle korzenie, a oszalała wyobraźnia podsuwała obrazy wyskakujących z tej plątaniny krwiożerczych dziwomiszy i ich ciał rozszarpywanych na strzępy kłami i pazurami potworów
Po pewnym czasie, który dla nich był prawie nieskończonością ujrzeli wylot wąwozu.
-galopem-zakomenderował Wizzoteriks
Koniom nie trzeba było tego rozkazu powtarzać. Gdy tylko poluzowano im wodze, ruszyły z miejsca z prędkością lawiny i żadna już siła nie była ich w stanie zatrzymać. Jeźdźcy przywarli do nich i słowami zachęcali swoje rumaki do jeszcze szybszego biegu. W końcu wyjechali z wąwozu i po pewnym czasie Wizzoteriks kazał zwolnić aby dać odpocząć wciąż drżącym ze strachu i pokrytym pianą koniom.
-ufff- odetchnął z ulgą Wizzoteriks- mieliśmy szczęście, gdyby te ścierwa zaatakowały, to nasze resztki gniłyby teraz tam. Musiały być najedzone.
-kurwa!, kurwa!, kurwa!- wyrzuciła z siebie cały stres Gosiatriks –czy na naszej drodze jeszcze coś podobnego spotkamy, bo jeżeli tak to ja się wracam i niech te dziwomisze zrobią ze mną porządek, bo drugi raz takiego napięcia nie wytrzymam!!!!
-Co najwyżej wilk, niedźwiedź , tygrys lub jakiś oddział orków może stanąć teraz na naszej drodze- uspokoił płaczącą Gosiatriks Wizzoteriks
-wolę stanąć sama przeciwko tysiącu orkom niż jeszcze raz przejechać przez ten wąwóz-krzyknęła Iguanessa przeklinając w myślach dzień, gdy zdecydowała się wstąpić do szkoły kadetów.
-wszystko dobre co się dobrze kończy-uspokajał rozdygotane wojowniczki Lancetoriks – było trochę strachu ale już po wszystkim. Najważniejsze, że wyszliśmy z tego bez szwanku i strat. Z tego co mówiono mi w Maczeturii nie powinniśmy już spotkać się oko w oko z tymi potworami. A jeżeli nawet jakimś złym trafem znajda się na naszej drodze, to zapewne będą to jednostki odrzucone przez stadoi, a nie całe stado. Wizzoteriksie czy można je zabić mieczem????
-najlepszym sposobem na strzygi jest przebić je palikiem z osiki uciętym srebrnym toporem. Z nimi da się powalczyć. .Natomiast dziwomisze i wilkołaki możesz zabijać mieczem. Jest tylko jeden problem- wyjaśnił Wizzoteriks
-jaki??????- jak na komendę odezwali się wszyscy
-ano taki- kontynuował Wizzoteriks –że dziwmomisze i wilkołaki są szybsze od wiatru i silniejsze od niedźwiedzi a ich szczęki w mgnieniu oka przegryzają kark bawołu. Więc Lancetoriksie jeżeli Twój miecz będzie szybszy niż ich atak masz szansę aby przeżyć
-paskudna sprawa, widzę że bez magii wojownik nie ma żadnych szans z nimi- skonkludował Lancetoriks
-tak-sucho potwierdził Wizzoteriks
-zaraz !!!zaraz !! –zaprotestowała Iguanessa –chcesz nam Wizzoteriksie wmówić, ze gdyby 20 wyszkolonych wojowników rzuciło się na takiego dziwomisza to należalo by uznać ich za samobójców a nawet za idiotów pozbawionych wyobraźni?????????????
-dokładnie to chce powiedzieć Iguanesso. Dwudziestu, pięćdziesięciu czy stu to akurat jest nieistotne. Atak dziwomisza jest jak uderzenie wiatru. Jest zawsze za Twoimi plecami. O tym, że dziwomisz zaatakował dowiadujesz się dopiero wówczas gdy widzisz , poszarpane ciało druha stojącego przed chwilą obok Ciebie. Walczysz mieczem ale Twoją tarczą musi być magia.
Jednym słowem- wtrąciła się do rozmowy Gosiatriks –mieliśmy wielkie szczęście. Przysięgam na prawilka Alteusa, jeżeli wrócę żywa do Ashanti, zaciągnę się do jakiegoś maga na naukę , a później powrócę na ziemie niczyją i pohulam sobie z tymi potworami. Nie daruję im tych chwil strachu jakie przeżyłam.
I tych kilku kropel moczu , dodała Gosiatriks w myślach, które popuściłam w majtki.

Nie zatrzymywali się aż do północy. Zresztą nikt nie protestował, gdyż każde z nich pragnęło aby miejsce ich nocnego odpoczynku odgradzała od wąwozu demonów jak największa przestrzeń. Dopiero ,gdy stanęli u podnóża gór Wizzoteriks zarządził popas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin