Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

rOZDZIAŁ 06

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:06, 08 Mar 2006    Temat postu: rOZDZIAŁ 06

Rozdział 6 Skia

Wędrówka przez góry trwała już kilka dni. Powoli wydarzenia z ziemi demonów stawały się coraz odleglejsze i nie przywoływały już obrazu dziwomiszów, gdy nagle z krzaków wyleciał ptak czy tez wybiegł zając. Przemierzali strome, porośnięte puszcza stoki,
Schodzili w doliny, przekraczali przełęcze, przejeżdżali przez bystre górskie potoki. Wielokrotnie musieli zawracać gdy ścieżka którą się poruszali nagle kończyła się głęboką przepaścią lub wąwóz zamykała pionowa i niedostępna ściana .Jednak godzina po godznie, dzień po dniu zbliżali się do bogatych i gęsto zaludnionych ziem oryckich. Lancetoriks z Wizzoteriksem zastanawiali się jak powinni się zachowywać gdy zejdą z gór i co powinni zrobić aby ich grupa nie wzbudzała niepotrzebnego zainteresowania orków.
Przed zjednoczeniem przez Chamodeosa zwanego Wielkim, wszystkich plemion orków, tereny przez które teraz przejeżdżali zamieszkałe były przez elfy leśne. Gdzieniegdzie jeszcze ślady ich siedlisk wyraznie odbijały się od skołtunionej kniei. Jednakże po przegranych 3 wojnach elfickich ziemie te stały się terenem polowań na elfow i w konsekwencji bardzo szybko stały się obszarami nie zamieszkałymi. Być może, w samym sercu tej puszczy ,w jej mateczniku istniały jakieś osady , ale zapewne były tak zakonspirowane przed okiem ludzkim iż w praktyce niedostrzegalne i tak chronione przez ich mieszkańców że wyprawy często zapuszczających się tu łowców niewolników nie miały szans dopaść ich mieszkańców a samotni śmiałkowie przemierzający niedostępne knieje nigdy z niej nie wychodzili.
.
Zapadał już wieczór i zmęczeni całodniowym marszem podróżnicy wyglądali odpowiedniego miejsca na rozbicie obozowiska ,gdy Wizoteriks zwrócił się do Lancetoriksa
-od dwóch dni ktoś za nami jedzie
-jedna osoba czy więcej- zapytał zaniepokojony Lancetoriks
-nie wiem-odrzekł Wizzoteriks- musimy to sprawdzić. Może to być zupełny przypadek, może to jakiś zbłąkany kupiec lub myśliwy ale nie należy wykluczyć i tego ze jest to oddział orków patrolujący te okolice.
-daleko są od nas-ponownie zapytał Lancetoriks
-jeżeli nie mylę dzieli nas od nich około ćwierć dnia marszu.. Będziemy jechać tak długo aż się ściemni, a później cofniemy się i postaramy się wyśledzić ich obozowisko. Jeżeli to ze jadą za nami jest zupełnie przypadkowe to łatwo je znajdziemy, jeżeli mają wobec nas wrogie zamiary to będzie to trochę trudniejsze
-a nie lepiej ukryć się i poczekać na nich. Jakby co zaskoczenie daje nam dużą przewagę
-myślisz ze byliby takimi głupkami aby bez wysłania zwiadu pakować się pod nasze miecze? -rzekł Wizzoteriks
-a czy my nie pakujemy się ewentualnie pod ich??
-Oni nie wiedzą ze my wiemy i to daje nam przewagę
-a nie lepiej po prostu ich zgubić?
-już próbowałem
-w takim razie masz rację trzeba to sprawdzić.-skończył rozmowę Lancetoriks

Zapadł zmrok. Wizzoteriks zjechał ze ścieżki którą jechali przez cały dzień. Konie ukryli głęboko w lesie, a sami, cicho jak nocne drapieżniki, zachowując jak najdalej idące środki ostrożności, wyruszyli przez knieję. Pogoda na tego typy wyprawę była wymarzona. Księżyc był w nowiu, tak więc widoczność była ograniczona zaledwie do kilku metrów.
Przodem szedł Wizooteriks, za nim poruszały się Iguanessa z Gosiatriks. Kolumnę zamykał Lancetoriks. Po prawie dwugodzinnym marszu Wizzoteriks dał znak aby pochód się zatrzymał. W jednym momencie wszyscy stanęli zlewając się z otoczeniem. Wizzoteriks wskazał przed siebie. W odległości 100 kroków od nich jarzyło się małe ognisko. Lancetoriks jeszcze raz w duchu podziwiał zmysł Wizzoteriksa. Nie tylko z zachowania lasu wywnioskował , ze są śledzeni ale i teraz wiedziony siódmym zmysłem bezbłędnie nakierował ich na to miejsce.
Wizzoteriks kazał im zostać na miejscu ,a sam bezszelestnie jak wilk podkradający się do swojej ofiary skierował się w kierunku dopiero co odkrytego obozowiska. Po pewnym czasie, który dla oczekujących wydawał się wiecznością, powrócił
-jest tylko jedna osoba-szepnął
-myślę, ze należałoby pogadać z nią. Skoro idzie naszymi śladami to znaczy ze wie o nas zbyt dużo. A to może okazać się bardzo niebezpieczne na przyszłość. Być może jest to szpieg imperium. Trzeba z nim zrobić porządek-odrzekł Lancetoriks i wymownym gestem pokazał co trzeba zrobić
Powoli przesuwając się od drzewa do drzewa od krzaka do krzaka znaleźli się na granicy małej polanki gdzie wciąż jarzyło się ognisko. Podeszli pod wiatr tak iż koń który był uwiązany zaledwie kilka kroków od nich nie wyczuł ich obecności
Najciszej jak mogli wydobyli z pochew miecze i sztylety i na znak Wizzoteriska rzucili się na śpiącego i niczego nie spodziewającego nieznajomego. Jakże wielkie było ich zaskoczenie ,gdy okazało się ze legowisko jest puste. Zrozumieli ,że atak się nie udał i że sami wpadli w pułapkę.
Padnij.... strzała... –krzyknął Lancetoriks dostrzegając kątem oka zamazaną sylwetkę łucznika. Wypuszczona strzała z furkotem przeleciała niespełna 3 centymetry jego twarzy . Wszyscy padli jak na komendę a za chwilę rozbiegli, kryjąc się ciemnościach lasu. Myśliwy stał się zwierzyną, a zwierzyna myśliwym, pomyślał Lancetoriks kierując się powoli w kierunku miejsca gdzie ostatnio zamajaczyła mu sylwetka łucznika. Serce dygotało mu jak szalone, wszystkie zmysły wyostrzone były do granic możliwości .Lancertoriks wytężał oczy, wsłuchiwał się w każdy odgłos lasu. Lecz niczego nie mógł dostrzec. Wokół panowała martwa cisza/ Miejsce gdzie jeszcze przed chwilą majaczyła postać łucznika było puste. Nagle znów bzyknęła strzał. Odgłos grotu wbijającego się w pień drzewa zlał się z przekleństwem Gosiatriks. Lancetoriks zrozumiał, że mają przed sobą wymagającego przeciwnika i świetnie wyszkolonego wojownika. W pewnej chwili cały świat jakby zawirował mu przed oczyma, Lancetoriks zamknął oczy przysiadając przy pniu drzewa i głęboko zaczął wdychać aromatyczne przepojone wonią żywicy powietrze. W tej samej chwili tuż nad jego głową w drzewo wbiła się kolejna strzała. Cholera ,pomyślał Lancetoriks, jak tak dalej pójdzie wystrzela nas jak kaczki.
Otworzył oczy i zmartwiał. Wokół było jasno jak w dzień. Co prawda otaczający go świat jawił się mu barwach szarości, ale on widział z niezwykła wprost ostrością tak, że mógł dostrzec wija pełzającego po gałęzi krzewu kilka metrów od niego. Ki diabeł ,czyżby las zajął się od pozostawionego na polanie ogniska pomyślał Lancetroiks, lecz nie było czasu na snucie dalszych myśli. Kątem oka zauważył szybującą w jego kierunku kolejną strzałę. Błyskawicznie zerwał się u ukrył za odległym o dwa metry pniem stuletniej sosny. Manewr ten znów wprawił go w osłupienie. Jego ruchy nie były ruchami człowieka. Miękkie ,sprężyste , precyzyjne i błyskawiczne jak ruchy..........zmieniłeś się w prawdziwego Tygrysa Lancetoriksie, usłyszał w swojej głowie głos Niukotosa.
Lancetoriks uważnie rozejrzał się wokół. W odległości kilku kroków od niego, pod osłoną zbawczych gałęzi jałowca z najeżonymi włosami, szczerzące swoje kły ,przyczajone i gotowe do natychmiastowego ataku skryły się dwie wilczyce: Iguanessa i Gosiatriks. Bardziej na prawo od niego zauważył Wizooteriksa pełzającego po ziemi i bacznie wyglądającego miejsca gdzie skrył się napastnik.
Lancetoriks jeszcze raz rozejrzał się wokół szukając tym razem kryjówki łucznika. W końcu go znalazł, skrytego za pniem drzewa, dokładnie w połowie drogi między nim a Wizzoteriksem. Ruszył w tym kierunku . Przesuwał się jak duch, cicho i bezszelestnie. Nie zdradziła go nieopatrznie dotknięta gałąź czy trzask suchego patyka. Jesteś tygrysem .wciąż jak echo brzmiały w jego głowie słowa Niukotosa, jesteś tygrysem powtarzała podświadomość. Lancetoriks zmrużył oczy, nie chcąc aby ich blask zdradził jego położenie i zaczął zbliżać się do napastnika. Po paru chwilach znalazł się tak blisko ,że mógł go dotknąć ręką i wtedy runął na niego. W jego uszach zamiast tryumfującego okrzyku bojowego klanu, zabrzmiał gardłowy pomruk atakującego tygrysa. Lancetriks ufny w swoją przewagę zaatakował od tyłu i ku swemu olbrzymiemu zaskoczeniu nagle przeleciał nad niespodziewającym się niczego łucznikiem i z hukiem opadł na ziemie. Natychmiast się zerwał i w ostatniej chwili sparował cios sztyletu . Kontratak był tak błyskawiczny iż tylko cud ,a być może tajemnicza przemiana sprawiły ,że sztylet nie przebił jego piersi .Lancetoriks okręcił się wokół własnej osi i znów zaatakował. Dwa jego ciosy zostały sparowane i gdy zamierzał zadać trzeci otrzymał potężny cios noga w krocze. Fala bólu na moment sparaliżowała go. Walczący z nim napastnik chciał wykorzystać chwilową wymuszoną przez niego przerwę w walce aby skryć się w ciemności i gęstwinie krzaków ,gdy napadły na niego Iguanessa i Gosiatriks. Przez moment ciała pomieszały się , zawirowały w morderczym tańcu, a wokół nich rozbłysła feria błysków sztyletów .Tajemniczy łucznik błyskawicznie odparował wściekły atak wilczyc, wyskoczył w górę chwytając się jedną ręka za gałąź drzewa i dwa potężne ciosy nóg odrzuciły atakujące wojowniczki o kilka kroków od niego. Wykorzystując moment chwilowej przewagi znów chciał zbiec lecz cios Wizzoteriska powalił go na ziemię i pozbawił świadomości.
Wszyscy rzucili się na bezwładne ciało nieznajomego wykręcając mu ręce i błyskawicznie krępując. Po chwili niebezpieczeństwo minęło.
-zanieśmy go do ognia-rozkazał Wizzoteriks- trzeba mu się lepiej przyjrzeć

Iguanessa dołożyła suchych gałęzi do ognia ,rozdmuchując większy płomień. W jego świetle napastnik nie przedstawiał się już tak imponująco jak podczas walki. Była to osoba niskiego wzrostu, o filigranowej budowie, czarnych krótkich kręconych włosach i zadartym nosku. Spod rozdartej w walce bluzy wyglądały dwie małe , krągłe jak jabłuszka piersi
-cholera jasna przecież on...ona jest kobietą –wycedził zaskoczony Wizzoteriks
-powiedział bym więcej –wtrącił Lancetoriks- jej powierzchowność wskazuje na to , że jest elfem

Przez dłuższy moment wszyscy bacznie przyglądali się mizernej posturze jeńca, podziwiając biegłość jaką się wykazała w stoczonej walce.
-i co teraz z nią zrobimy-zapytał sam siebie Wizzoteriks –puścić jej nie możemy bo nie wiemy komu służy, a zabranie jej ze sobą ,gdy już zejdziemy z gór, może narazić nasza misję na poważne niebezpieczeństwo
-poderznijmy suce gardło i zakopmy tu-rzekła wściekła Gosiatriks rozcierając zapuchnięte oko. I jakby chcąc pokazać, że jest to najlepsze rozwiązanie sytuacji w jakiej się znaleźli wyjęła swój sztylet i ruszyła w stronę elfki.
-stój Gosiatriks!!!- rozkazał Lancetoriks – na to zawsze przyjdzie czas. Ona jest elfem ,a my właśnie po to tu przybyliśmy ,aby skontaktować się z elfami i aby być wysłuchanym przez ich królową Kisoah. Musimy wpierw dowiedzieć się kim ona jest i dlaczego nas śledziła.
-dobrze, dobrze- odpowiedziała zrezygnowana Gosiatriks przykładając do zapuchniętego oka klingę swojego sztyletu- ale nie myślcie ze będę ją torturować. Na to jestem zbyt delikatna
-Iguanesso- rozkazał Wizzoteriks- przyprowadź jej konia. Gosiatriks - Ty przeszukaj jeszcze raz elfkę oraz jej juki..

Do obozowiska dotarli o brzasku. Szybko odnaleźli swoje konie i ruszyli w dalszą drogę. Po godzinie jazdy , w małym wąwozie przez który płynął niewielki strumyk Wizzoteriks zarządził postój. Szybko rozpalili niewielkie ognisko i spożyli śniadanie. Dzień zapowiadał się piękny i słoneczny, tak więc mogli sobie pozwolić na dłuższy niż zazwyczaj postój. Ich jeniec już dawno odzyskał przytomność i spoglądał na swoich oprawców z nieukrywaną nienawiścią.
-czas by było pogadać z naszą sikoreczką –rzekł Wizzoteriks przełykając ostatni kęs jedzenia – ciekawe czy powie to co chcemy wiedzieć po dobroci czy tez będziemy musieli jej trochę w tym pomóc

Razem z Lancetoriksem podeszli do elfki. Wokół niej porozrzucane były kawałki mięsiwa, świadectwo nieudanej próby jej nakarmienia.
-kim jesteś i dlaczego za nami jechałaś-spytał się Lancetoriks- komu służysz?
Odpowiedziało mu milczenie i nienawistne błyski w oczach skrępowanej elfki. Lancetoriks nie chciał ujawniać przed nieznajomą kim są i co ich sprowadza w tak niedostępne i nieprzyjazne tereny, nie mając pewności czy ona jest wojowniczką Kisoah czy też sprzedajnym elfem wysługującym się imperium,
-słuchaj- odrzekł spokojnie Lancetoriks przysuwając się bliżej jej twarzy- nie jesteśmy wrogami elfów i nie mamy wobec Ciebie wrogich zamiarów, ale bardzo nam się nie podobało ,że nas śledzisz i dlatego chcielibyśmy wiedzieć dlaczego?
Elfka popatrzyła złym wzrokiem na Lancetoriksa a następnie splunęła mu w twarz.
Przyglądająca się tej scenie Gosiatriks zachichotała cicho i przejechała palcem po gardle, jakby chciała podkreślić ,że od wczorajszej nocy nie zmieniła zdania w kwestii rozwiązania tego problemu.
Lancetoriks spokojnie wytarłł twarz i spytał się jeszcze raz
-mów kim jestes i dlaczego nas śledziłaś?
Odpowiedziało mu powtórne splunięcie. Tego już było dla Lancetoriksa za dużo. Nie namyślając się uderzył elfkę z całej siły w twarz tak, że straciła przytomność
-Cholera- zaklął Lancetoriks- jakbyśmy ją wczoraj zabili nie było by tego kłopotu.
-Nie ładnie, Lancetoriksie, nie ładnie –powiedział wyraźnie rozbawiony Wizzoteriks –rycerz nie bije kobiety.. Pozwól ,że ja się zajmę tym przesłuchaniem.
-czy mam rozgrzać jakieś żelazo Wizzoteriksie- flegmatycznie zapytała Iguanessa
-nie nie trzeba. Myślę, że jest na nią zdecydowanie lepszy sposób aby zaczęła mówić. Zaraz wracam a Wy ocucicie ją .I bardzo Cię proszę Lanc nie bij jej już
Po chwili powrócił skrywając coś pod koszula. Podszedł do elfki i ponowił pytanie Lancetoriksa
-czy zechcesz nam wyjaśnić dlaczego śledziłaś nas -spytał łagodnym głosem, a wobec braku odpowiedzi wsunął rękę pod koszulę i wyjął z niej wielką , tłustą mysz i przystawił ją bliżej elfki. Na widok gryzonia cofnęła się przerażona a z jej ust posypał się grad nie wyszukanych przekleństw i wyzwisk
-wy pieprzeni łowcy, wy koniobijcy, poparańcy obsrani ..Wy imperialni dupodajcy.....chcecie wiedzieć czemu za wami jechałam to wam powiem.. jechałam.... aby wypruć Wam flaki a wasze tyłki wystawić na pastwę i uciechę tutejszych niedźwiedzi....weź tę mysz ode mnie kozi wypierdku.......i lepiej teraz mnie zabijcie bo tak długo jak żyje wasze życie nie jest warte funta kłaków......przegryzę wam gardła a z jąder ugotuję gulasz...

Wizzoteriks z zadowoleniem uwolnił mysz i zwrócił się do Lancetoriksa
-widzisz z kobietą, nawet gdy jest wojownikiem , nie wolno rozmawiać z pozycji siły lecz trzeba szukać jej słabej strony. Myślę, ze nie powiedziała by nam tego nawet gdybyśmy ją żywcem przypiekali, a mysz jeszcze mnie nigdy nie zawiodła.
-a co by było gdybyś nie znalazł myszy-spytał się Lancetopriks
-poderznąłbym jej gardło- spokojnie odpowiedział Wizzoteriks – a tak przynajmniej wiemy, że podobnie jak my nie jest sympatyczką orków.
Następnie zwrócił się do ciskającej wciąż nowe przekleństwa elfki
-zamknij swoją buziunię bo zaczynam tracić dobry nastrój. Wiedz ,że nie jesteśmy ani łowcami niewolników ani poddanymi najjaśniej tu panującego imperatora i na teraz wystarczy Ci tych informacji
Po krótkim namyśle Wizzoteriks zwrócił się do pozostałych
-pojedziemy przez niziny udając łowców niewolników zmierzających do Baghazi. Nasza miła elfka będzie najlepszym świadectwem naszej profesji. Ale niestety miła Pani- rzekł zwracając się do jeńca- dopóki nie poznamy się lepiej musi Pani pozostać pętach. Iguanesso pilnuj naszego gościa, a gdyby próbowała uciec lub w nieodpowiednim momencie się odezwać zrób użytek z miecza. A teraz w drogę.

W południe wjechali w rozległa dolinę. Jej zbocza pokrywała bujna zielona trawa, poprzecinana tarasami wapiennych skał. Gdzie nie gdzie wystrzeliwały w górę smukłe sosny i srebrzyste świerki a w oddali na jednym ze stoków majaczyły się kontury szałasu pasterzy owiec. Przez dolinę przebiegała szeroka ,dobrze utrzymana droga. Wizzoterisk z kompanią skierowali konie ku niej powoli zjeżdżając powoli w dół. .
Przy niewielkim strumyku, którego źródło biło opodal, Wizzoetriks zarządził krótki popas. Szybko napojono konie i dano im obroku. Iguanessa rozdała wszystkim po podpłomyku i kawałku zimnego mięsa i zaczęła karmić elfkę. Słońce przyjemnie ogrzewało ciała wprawiając ich w błogą senność.
Nagle Gosiatriks siedząca na małej wapiennej skałce, kilka metrów nad nimi ostrzegła ich o zbliżającej się grupie jęźdźców i szybko zbiegła do nich. Za chwilę wszyscy zobaczyli zbliżający się oddział.
-Iga pilnuj elfki –rzekł Wizzoteriks –broń trzymajcie w pogotowiu

Jeźdźców było sześciu i na pierwszy rzut oka widać było, że są to żołnierze regularnej armii. Wszyscy byli uzbrojeni w łuki i miecze. Na sobie nosili wykonane z grubej bawolej skóry kaftany pokryte metalowymi luskami ,a głowy ich chronione były przez spiczaste szyszaki .Orkowie kołem otoczyli odpoczywających wędrowców. Ich dowódca, wyróżniający się od pozostałych pięknie zdobionym pancerzem zwrócił się do nich stanowczo
-kim jesteście i co tu robicie ?
-łowcami niewolników Panie- odpowiedział w ich języku Wizzoteriks pochylając swoja głowę tak nisko, że prawie czołem dotykał ziemi. Za jego przykładem Lancetoriks i pozostali uczynili to samo –udajemy się na najbliższy targ aby sprzedać złapaną przez nas kobietę.
-pokażcie swój list kaperski - zażądał dowódca orków.
-Panie- odrzekł spokojnie Wizzoteriks –nie posiadamy takiego listu. Należymy do hordy Zenobiusza który w Baghazi oczekuje na nas. Nie mieliśmy zamiaru tutaj polować ale skoro sikoreczka sama wpadła w nasze sidła to jak można było jej nie zabrać
Imię Zenobiusza musiało być znane oficerowi, bo już więcej nie nalegał na okazanie listu kaperskiego. Ork zszedł z konia i skierował się w stronę skrępowanej i zakneblowanej elfki.a za nim jak cień podążył Wizzoteriks tłumacząc coś i teatralnie przy tym gestykulując.
Lancetoriks nie mógł wyjść z podziwu nad spokojem z jakim Wizzoteriks rozgrywał tę partię. Ciekawe, pomyślał , czym jeszcze ten człowiek mnie zadziwi.. Zna magie, mówi językiem orków no i zachowuje się jak prawdziwy łowca niewolników. Lepszego towarzysza do tej misji bogowie nie mogli mi zesłać

Rozmowa przybrała nagle bardzo gwałtowny charakter. Ork próbował zabrać ze sobą elfkę, czemu zdecydowanie, acz pozostając wciąż w niskich ukłonach ,starał się przeciwstawić Wizzoteriks. Nagle sytuacja potoczyła się błyskawicznie. Wizzoteriks wyprostował się i nie bacząc na pięciu pozostałych orków, wbił swój miecz w szyję ich dowódcy.Był to znak dla pozostałych. Iguanessa i Gosiatriks rzuciły się na stojących przy nich dwóch żołnierzy zatapiając w ich ciałach swoje sztylety, a Lancetoriks z szybkością błyskawicy jednym ciosem miecza ściął atakującego go orka. Pozostali widząc tę rzeź, zawrócili konie i pogalopowali w kierunku odległego wzgórza. Wizzoteriks schwycił za swój łuk, wskoczył na konia i udał się w pościg za uciekającymi. Galopując wypuszczał w ich kierunku strzałę za strzała. Jedna z nich dopadła pierwszego z nich ,lecz drugi skrył się już za wzgórzem. Wizzoteriks wjechał na jego szczyt i nagle zawrócił konia pędząc jak szalony w kierunku swoich towarzyszy.
-spieprzajmy stąd-krzyknął zbliżając się do nich– zaraz będzie tu cała armia. I pognał przed siebie nie zatrzymując konia
Nikomu nie trzeba było powtarzać tego rozkazu dwa razy. Zapakowano elfkę na konia i wszyscy ruszyli galopem za Wizzoteriksem.
Pędzili doliną mając za sobą wynurzający się zza grzbietu wzgórza liczny oddział orków a przed sobą powoli wznoszącą się ku górze drogę i majaczące w oddali lasy. Konie powoli zaczęły pokrywać się pianą, ich oddech stał się coraz bardziej chrapliwy i przerywany lecz jeźdźcy nie pozwolili im odpocząć. Aby tylko dotrzeć do lasu powtarzał w myślach Lancetoriks, tam sobie poradzimy, tutaj nie mamy żadnych szans w walce. Zapewne podobnej myśli był Wizzoteriks gdyż wciąż bezlitośnie smagał swojego wierzchowca zmuszając go do jeszcze szybszego biegu. Do wyjścia z doliny pozostało im niespełna ze 100metrów.lecz stromizna po jakiej musieli się poruszać zatrzymała zmęczone konie tak, że musieli z nich zsiąść i ciągnąć je za sobą.. Nie ustawaj Skrzydlaty nie ustawaj jeszcze tylko kilka kroków i staniemy na równej ziemi krzyczał Lancetoriks do swojego ogiera. Podobnie uczyniły Gosiatriks i Iguanesa. z determinacją ciagnąc wodze swoich wierzchowców. Lancetoriks obejrzał się za siebie. Ze zdziwieniem spostrzegł, że ścigający ich orkowie zwolnił tempo i rozwinęłi się w równą linie jak nagonka. Na wyjaśnienie takiego zachowania nie musiał Lancetoriks długo czekać.
-to pułapka-rzekł do nich Wizzoteriks, gdy w końcu zdyszani osiągneli szczyt tego wzniesienia –przed nami jest przepaść. Odstawcie konie i zajmijcie pozycje. Musimy tu się bronić .
Lancetoriks przywiązał swojego konia i podszedł na skraj przepaści Pod jego nogami rozciągała się 30 metrowa czeluść na dnie której kipiał wodny żywioł, Trzeba by mieć skrzydła aby przeskoczyć tę przepaść, pomyślał, oceniając odległość dzielącą go od drugiego brzegu .Szybko wyciągnął z kołczanu łuk, naciągnął cięciwę i skierował się na skraj tarasu gdzie już swoje pozycje zajmowali pozostali. Pościg był jeszcze dość daleko więc mieli trochę czasu na odpoczynek i na przygotowanie planu przed czekająca ich bitwą.
Lancetoriks popatrzył na swoich współtowarzyszy. Na ich twarzach nie było widać lęku ani strachu. Zaciśnięte usta, i zwężone źrenice zdradzały typowe dla wojowników podniecenie przed zbliżająca się walką.
-Lancetoriksie- krzyknęła elfka – uwolnij mnie z więzów. Chcę walczyć razem z Wami. Wolę tu umrzeć w walce niż wpaść w ich ręce!. Nie rozumiesz!!??. Jeżeli wezmą mnie żywą czeka mnie los innych wolnych elfów. Umrę na torturach!!!
Lancetoriks spojrzał pytająco na Wizzoteriksa lecz nie widząc w jego oczach sprzeciwu rozciął jej więzy i ustawił się przy jednej ze skał zamykającej dostęp do tego wzgórza. Za chwilę przy jego boku zjawiła się uzbrojona eldka
-jak masz na imię –spytał się Lancetoriks
-Skia- odparła spokojnie sprawdzając sprężystość łuku, ostrze miecza i pieszczotliwie głaszcząc swoje strzały

Tymczasem Orkowie zatrzymali swoje konie dając im chwilę wytchnienia przed zbliżająca się szarża Od uciekinierów dzieliło ich nie więcej jak 200 m, z tym że ostatnie 60 metrów stanowiło niezwykle stromą drogę tworząca naturalny szaniec obronny. Orków było trzydziestu. Ustawili się w równa linię na cała szerokość drogi i na znak swojego dowódcy jednocześnie ruszyli. Najpierw stępa, później kłusem by ostatecznie wejść w galop. Pędzili ku skrytym za potężnymi głazami nieznanymi im wojownikami wymachując mieczami i wydając z siebie okrzyki bojowe, ufni w swoją siłę i pewni zwycięstwa.
-strzelacie na mój znak-rozkazał Wizzoteriks widząc ,ze nieruchoma ściana wojowników nagle ożyła i ruszyła w ich stronę –-
-strzelacie na mój znak-powtórzył- jak ich konie stracą impet na podjeździe
Odległość między atakującymi a obrońcami gwałtownie malała tak ,że można było odróżnić twarze zbliżających się jeźdźców. Szarżujący pokonali już większą cześć swojej drogi i wjechali z impetem na najbardziej stromy odcinek na którym konie gwałtownie zaczęły tracić pęd. Wizzoteriks spokojnie wyczekał aż orkowie znajdą się w połowie stromizny i wtedy krzyknął
-bij w nich!!!!
Jak na komendę z pięciu łuków wyfrunęło pięć kąśliwych strzał i pięć martwych ciał osunęło się na ziemię.Za chwilę w stronę atakujących wyleciało kolejne pięć strzał i kolejne pięć strzał
-strzelajcie w konie –krzyknął Wizoteriks –w konie!!!!
Atak załamał się Na stoku powstał niesamowity chaos i zamieszanie. Trafione strzałami onie zwalały z nóg inne, ,przerażone wierzgały kopytami, rzucając z siebie siedzących na nich wojowników,, w dół turlały się ciała zabitych i żywych a za nimi szybowały wystrzelone strzały.
Lecz chaos w szeregach orków nie trwał długo. Wycofawszy się na bezpieczną odległość, zeskoczyli z koni i natychmiast ustawili się w trzy równe linie. Dwa pierwsze szeregi utworzyły szczelna ścianę z tarcz, trzeci gotował się do zasypania obrońców strzałami. Na rozkaz swojego dowódcy, krok po kroku, metr po metrze, z uporem wspinali się ku bronionym pozycjom. Co dwa, trzy kroki ściana tarcz opadała a w stronę obrońców szybowała chmura czarnych strzał. Jednak za każdy przebyty metr musieli zapłacic daninę krwi. Co i rusz wystrzelona z góry strzała znajdowała lukę a wówczas w szczelnym murze robiła się na moment wyrwa.
Skia nie zważając na strzały orków wyczekiwała momentu gdy mur znowu ruszy w górę i wówczas ukazywała się w cąłej swojej postaci posyłając jedna strzałę w ich kierunku. Każde jej pojawienie się oznaczało śmierć lub ranienie jednego atakującego. Dzielnie w tym wspierali ja pozostali, choć skuteczność ich strzałów nie dorównywała jej. Mimo zaciekłej obrony orkowie wciąż przyblizali się do obrońcow.
-nie wolno nam ich wpuścic na szczyt-krzyknął Wizzoteriks wypuszczając kolejną strzałę. Stojące przy nim Iguanessa i Gosiatriks rozumiejąc intencje swojego dowódcy strzelały jak szalone;wysyłając w kierunku orków strzałę za strzałą.. Gdy odległość miedzy walczącymi zmniejszyła się do kilku metrów Wizzoteriks wyciągnął swój wielki miecz i rzucił się na atakujących. W jego ślady poszli pozostali.
Orkowie nie zdążyli napiąc ponownie łuków gdy w ich szyk ,niczym spadająca lawina kamieni uderzyło pięciu wojowników siekąc na prawo i lewo ,kłując mieczami i sztyletami. Pierwszy uderzył Wizzoteriks z impetem przebijajac i roztrącając szeregi, za nim wpadli Lancetoriks Gosiatrisa Iguanesa i Skia. Przez moment mogło się wydawać, że nie jest to walka na śmierć i życie lecz tylko gra w bilard gdy rzucone wprawną ręką gracza kule bilardowe strącają ustawione na planszy pachołki. Zarówno atakujący jak i obrońcy zjeżdżali po stromym stoku koziołkując i turlając się.
Na dole walka rozgorzała na nowo. Lancetoriks rzucił się w największa ciżbę orków tańcząc miedzy nimi jakby znajdował się na balu królewskim w Ashanti Piruet za piruetem., krok w bok ,krok w tył piruet i cios. Najprawdziwszy taniec śmierci Jego miecz z szybkościa błyskawicy spadał na głowy wrogów, odrąbując ręce ,ścinając głowy ,rozcinając pancerze i brzuchy, rozbijając szyszaki i tarcze. Tuż za nim kroczyła Skia w jednej ręce dzierżąc krótki miecz a w drugiej sztylet dobijając tych , których on ranił i chroniąc jego plecy.
Podobnie czynił Wizzoteriks wspomagany przez Iguanesse i Gosiatriks
-nie dajmy im się zbić w kupę-ryczał jak raniony lew rzucając się na orków niczym jastrząb na stado kuropatw.
Po chwili ziemia zasłana była konwulsyjnie drgającymi ciałami. Wizzoterkis i Lancteroriks , zmęczeni i zakrwawieni, wciąż ziejący żądzą mordu . rozejrzeli się wokół nie mogąc uwierzyć ,że walka już się skończyła.. Iguanessa i Gosiatriks dobijały ostatnich orków.
-jest ktoś ranny-krzyknął Lancetoriks
O dziwo oprócz niewielkich zadrapań i skaleczeń nikt z nich nie odniósł większych obrażeń. Upewniwszy się jeszcze raz, że wszyscy orkowie nie żyją ponownie wdrapali się na wzgórze.
-zbierajmy się stąd jak najszybciej-powiedział Lancetoriks –nim nadejdą nowi. Może uda nam się wyjść z tej pułapki
-chyba właśnie nadchodzą-sucho stwierdziła Skia wpatrując się w ogromny tuman kurzu widniejący na horyzoncie .Wszyscy zwrocili swoje głowy w tym kierunku. Nie było żadnych wątpliwości .W ich kierunku podążał zdecydowanie większy oddzial niż ten z którym przed chwilą stoczyli walkę.
-nie spieszą się psiesyny- wyszeptała balda i zbryzgana krwią Iguanessa –wiedzą ,że rybki wpadły w więcierz i teraz tylko trzeba je spokojnie wybrać. Ale żywej mnie nie wezmą.

Wizzoteriks długo wpatrywał się w obłok oceniając siły nieprzyjaciół.
-będzie ze dwustu wojowników-rzekł tonem jakby liczył pomarańcze na targowisku w Ashantii. Cóż kiedyś przychodzi ten dzień, że trzeba połozyc swoja głowę pod katowski topór.
Lancetoriks równie uważnie przyglądał się nadjężdzjącym orkom. Doskonale rozumiał nie tylko to ,że przy takiej przewadze nie mają żadnych szans, lecz i to że orkowie zrobia wszystko aby wziąć ich żywymi co zapewne nie będzie takie trudne gdyż na kazdego z nich przypadało 40 napastników. Rozumiał ,że śmierć zadana samemu sobie będzie wybawieniem od cierpień jakich mogą doznać wpadając w orycka niewolę.
-nie mamy wyjścia-rzekł do pozostałych – lepiej wbić sobie od razu sztylet w gardło niż podjąć z nimi walkę. Jest ich za dużo i wezmą nas zywcem,. Możemy albo poderżnąć sobie gardło albo........
-co albo?????- odrzekł trochę rozsierdzony Wizzoteriks
...albo przefruniemy tę przepaść krzyknął Lancetoriks dosiadając swojego wierzchowca. Szybko zmusił wyczuwającego intencje jeźdźca konia do ustawienia się przodem do przepaści i rzekł do Wizzoteriks
-do zobaczenia w piekle lub tam na dole stary diable
i chichocząc się ruszył galopem w kierunku przepaści. Przez chwilę słychać było przeraźliwy kwik jego wierzchowca i gasnący okrzyk Lancetoriksa.
Wizzoteriks podbiegł do krawedzi przepaści. Przez moment widział cialo Lancetoriksa spadające w dół nim skrył je rwący nurt rzeki.
Śmierć to śmierć pomyśłał Wizzoteriks, nie ważne czy od miecza czy w nurtach rzeki. Jeszcze raz popatrzył na zbliżających się tryumfujących orków.
-na koń –zakomenderowal
-walczmy Wizzoteriksie- błagalnie krzyknęły Iguanesa I Gosiatriks – walczmy i zgnińmy jak wilcy , z mieczem w dłoni!
-podjęcie tej walki to pewna niewola lub poniżająca śmierć na palu-skwitował Wizzoteriks- na koń mówię!!!
Skia nie czekając na wynik tej rozmowy wskoczyła na swojego konia i za chwilę podobnie jak Lancetoriks znikła za krawędzia przepaści
Orkowie widząc ,że spodziewany łup wymyka się im z rąk rozpoczali szaleńczy wyścig z czasem. Już wdrapywali się na, pokryty trupami ich pobratymców stok gdy Wizzoteriks ze swoimi wilczycami ruszył w ślad za Lancetoriksem i Skią. O ściany gór przez chwilę odbijał się przeraźliwy krzyk Iguanessy i Gosiatriks, kwik oszalałych koni i ostatnie przekleństwa wykrzyczane przez Wizzoteriksa nim nastąpiła cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin