Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 09

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:42, 29 Mar 2006    Temat postu: Rozdział 09

Rozdział 09 Akssa

Lancetoriks powoli otworzył oczy. Cały świat zawirował wokół niego jakby znalazł się na karuzeli, obraz wciąż był zamglony, oddychanie sprawiało mu ból a w głowie huczał szalejący nad oceanem huragan. Na chwilę zamknął oczy i ponownie je otworzył. Tym razem obraz stał się wyraźniejszy. Czuł się zmęczony i obolały. Każdy, nawet najmniejszy ruch przyprawiał go o ból. Z oddali dobiegał go znajomy i przyjazny głos.
- No nareszcie wróciłeś między żywych.
Lancetoriks wysilił wzrok i powoli bezkształtna mgła przybrała kształt twarzy Wizzoteriksa.
- Długo byłem nieprzytomny? - spytał.
- To zależy jak liczy - odparł Wizzoteriks - czy od momentu, gdy poczułeś się ptakiem czy też od chwili, gdy znalazła cię Skia. Ale jakby na to nie patrzeć, w naszej sytuacji zdecydowanie za długo - spokojnie odparł Wizzoteriks.
Lancetoriks spróbował usiąść, lecz cały świat znów zawirował wokół niego.
- Spokojnie - odparł Wizzoteriks - nie tak gwałtownie. Poleż sobie jeszcze chwilę, niedługo powinno wszystko wrócić do normy.
-Wszyscy żyją ? - spytał się Lancetoriks.
-Prawie wszyscy - odparł Wizzoteriks - Gosiatriks fatalnie nadziała się na ostrą podwodną skałę. Ma paskudną ranę i flaki na wierzchu. Pozostali choć mocno poobijani są cali i zdrowi. A ty masz dług wdzięczności u Skia. To ona cię odnalazła nieprzytomnego i wyciągnęła z wody, inaczej zapewne powtórzyłbyś lekcję latania, lecz tym razem łącząc ją z lekcją pływania i nurkowania.
Lancetoriks usiadł i rozejrzał się wokół. Znajdowali się w niewielkiej kotlince osłaniającej ich od wścibskich oczy ścianą wapiennych skał i niskich, rozłożystych sosen. W oddali dał się słyszeć szum rwącej rzeki i huk górskiego wodospadu. Kilka kroków od niego siedziała zapłakana Iguanessa trzymając na kolanach głowę Gosiatriks, a niespełna metr od niej przy niewielkim ognisku klęczała Skia warząc coś naprędce.
- Poważna jest jej rana? - spytał Lancetoriks.
- Gdybyśmy byli w Ashantii to miałaby szanse aby z tego wyjść, tu nie ma żadnych - odparl Wizzoteriks.
- A Orkowie?
- Mamy nad nimi dwa dni przewagi. Na całe szczęście nurt rzeki wyrzucił nas na przeciwny brzeg, a Skia mówiła, ze najbliższy bród znajduje się dzień drogi stąd.
Lancetoriks podniósł się na równe nogi. Zawroty głowy znów się pojawiły, lecz tym razem postanowił przetrzymać tę słabość. Chwiejnym krokiem podszedł do Gosiatriks i Iguanessy. Długo wpatrywał się w rozgorączkowaną twarz Gosiatriks a następnie podszedł do Skia.
- Możesz coś dla niej zrobić???? - spytał.
- Niewiele - odparła - ranę spięłam kleszczami i napoiłam ją wywarem z ziół by uśmierzyć ból. To wszystko co teraz mogę dla niej zrobić. Nie znam na tyle magii aby móc ją uleczyć.
- Zrób wszystko co w twojej mocy aby jak najdłużej utrzymać ją przy życiu - rozkazał Lancetoriks.
- Uczynię co w mojej mocy - odrzekła Skia.
- Jak długo ona może wytrzymać? - spytał.
- Straciła dużo krwi. Jeżeli nie wda się gangrena to 2 najwyżej 3 dni - odparła Skia.
- Niewiele czasu aby na tym pustkowiu znaleźć znachora, mając na dodatek ścigających orków. -odparł Lancetoriks – Trzeba się spieszyć.
Na całe szczęście nie stracili swoich koni ani mieczy. Przygotowania do wymarszu trwały krótko. Z konarów sosny przygotowali specjalne nosze dla rannej Gosiatriks i wprawnie zawiesili je na jej koniu. Posiliwszy się tym co zostało im z zapasów wyruszyli natychmiast zagłębiając się w dzikie ostępy puszczy. Ze względu na stan Gosiatriks poruszali się bardzo powoli, często przenosząc ją przez parowy czy też zagradzające drogę powalone pnie lub leśne strumienie. Podróż przebiegała spokojnie i tylko pogarszający się jej stan sprawiał, że humory im nie dopisywały. Drugiego dnia podróży, Gosiatriks straciła przytomność i zaczęła majaczyć. Wizzoteriks popędzał wszystkich wierząc niezłomnie w to, że wydarzy się jakiś cud, który pozwoli na uzdrowienie jego wojowniczki. Mikstury, które podawała Skia na jakiś czas spędziły gorączkę, ale był to tylko środek zaradczy a nie lekarstwo. Lancetoriks modlił się do wszystkich bogów o ten cud, o znalezienie lekarza, znachora, wiedźmy, wszystko jedno kogo byleby osobę, znającą sztukę lekarską. Natomiast Iguanessa, ani przez moment nie odchodziła od Gosiatriks, a widząc jej powoli gasnące oczy wpadała w coraz większą rozpacz. Tylko Skia zachowywała spokój ducha i jasność umysłu. W pewnym momencie przejęła prowadzenie grupy, czemu o dziwo nie sprzeciwił się nawet Wizzoteriks, i wiedziona tylko sobie znanymi znakami prowadziła ich w coraz głębsze knieje.
Wieczorem dojechali do małej polanki na której, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu, ujrzeli niewielką chatkę. Wizzoteriks i Lancetoriks dobyli mieczy i powoli zaczęli się skradać w kierunku chatki. Po paru chwilach wrócili.
- Chata jest pusta – rzekł Wizzoteriks - przenocujemy tu a rano ruszymy dalej. Nie wiem co za diabli wskazują ci drogę, Skia, ale dziwne jest dla mnie, że w takiej głuszy ktoś mieszka. Szkoda, że mieszkańcy tego domostwa je opuścili, bo może pomogliby Gosiatriks.
- Może nie opuścili – powiedziała cicho do siebie Skia.
W chatce było schludnie i czysto. Na łóżku zbitym z sosnowych bali położyli Gosiatriks. Iguanesa szybko zakrzątnęła się aby rozpalić ogień w palenisku, a Wizzoteriks przeszukiwał chatkę w nadziei znalezienia jakiś medykamentów. Skia pozostała na zewnątrz, przypatrując się rosnącemu przy wejściu drzewku. Było to dziwne drzewko, bardzo różniące się od innych drzew na polanie. To co na pierwszy rzut oka różniło je od pozostałych to drobne, granatowe, przypominające aksamit liście. Jej obserwacje przerwał Wizzoteriks.
- W chacie nic nie znalazłem. Może rozejrzysz się wokół i znajdziesz potrzebne ci zioła.-rzekł do niej.
- Chyba już znalazłam - odpowiedziała spokojnie Skia wskazując na drzewko.
Za chwilę dołączył do nich Lancetoriks , który jeszcze przeczesywał okoliczne krzaki.
- Cholera – rzekł – przeszukałem wszystko wokół, nie znalazłem żadnych śladów a ciągle mam wrażenie, że jestem obserwowany.
- Może nie jest to wcale wrażenie - rzekła w myślach Skia przypatrując się drzewku.
- Mówisz, że te liście mają leczniczą moc - rzekł Wizzoteriks – w takim razie zerwijmy ich trochę.
I nie czekając na odpowiedź Skia wyciągnął rękę aby zerwać kilka listków.
- Precz z tymi rękami!! - rozległ się kobiecy głos i w tej samej chwili Wizzoteriks krzyknął z bólu a niewidzialna siła odrzuciła go o kilka kroków. Lancetoriks instynktownie wyciągnął miecz i zamierzył się na drzewko. Efekt jego działania był taki sam jak u Wizzoteriksa. Niewidzialna siła wytrąciła mu miecz z ręki i odrzuciła o kilka kroków.
- No nie!!! – oburzyło się drzewko –żeby tak na mnie z mieczem???!!!!!
Skia spojrzała na dwóch niczego nie rozumiejących wojowników a ich raczej głupie miny wywołały u niej niczym nieopanowany chichot.
- Hi hi hi hi –zawtórowało jej drzewko.
- Ki diabeł? - rzekł Lancetoriks.
- Żaden diabeł, żaden diabeł – zaprotestowało drzewko – jestem kobietą!!!!
- Spokojnie, to Akssa – ze stoickim spokojem powiedziała Skia.
- Kto??????? – zapytali równocześnie Wizoteriks i Lancetoriks.
-Akssa- powtórzyła elfka – Wiedźma.
Oczami swojej wyobraźni Lancetoriks ujrzał starą, bezzębną czarownicę o długim haczykowatym nosie pokrytym kurzajkami, dokładnie taką, jaką widywał na ilustracjach dziecinnych bajek.
- No nie, Lancetoriksie, aż taka brzydka nie jestem!!!- zaprotestowało drzewko.
Nagle liście zaszeleściły i przed nimi stanęła młoda kobieta. Jej kruczoczarne włosy, wydatna i kształtna pierś oraz brzoskwiniowa barwa skóry przyciągnęły wzrok wojowników.
- Ależ Lancetoriksie!! – z udawanyn oburzeniem rzekła nieznajoma - Nawet o tym nie myśl!! Co na to by powiedziała Kobi!!!???
- Wybacz Pani –przeprosił rumieniąc się Lancetoriks.
- Witaj Aksso – rzekła Skia kłaniając się jej bardzo nisko - bardzo potrzebujemy twojej pomocy. Mamy ciężko ranną.
- Wiem - odpowiedziała czarodziejka - długo kazaliście na siebie czekać. Poczekajcie tu, nie lubię jak ktoś mi się przygląda na ręce gdy leczę.
Po chwili weszła do chatki, wyganiając z niej protestującą Iguanessę. W napięciu oczekiwali na informacje o stanie zdrowia Gosiatriks.
- Co to za Akssa? – spytał się Skia Wizzoteriks - i czemu żyje na takim odludziu??
- Długa historia – rzekła Skia - sięgająca jeszcze czasów wojen z orkami. Akssa jest być może już ostatnią czarodziejką aksamitnej magii. W czasach dwóch pierwszych wojen ich magia chroniła wojska elfów przed czarownikami imperatora. Aksamitna magia była wówczas naszą tarczą i póki ona nas chroniła orkowie nie mogli nas pokonać. Dopiero gdy czarnoksiężnicy imperatora zdradziecko i podstępnie wymordowali większość czarodziejek na jednym z ich sabatów, złamano opór elfów i podbito nasze królestwo.
- Teraz rozumiem - rzekł Wizzoteriks - myślisz, że uleczy Gosiatriks??
- Jeżeli nie ona - odparła stanowczo Skia - to nikt inny.

Czas dłużył im się nieznośnie. Każda chwila wydawała się wiecznością i gdy z drzwi chałupy wynurzyła się postać czarodziejki wszyscy zamarli w oczekiwaniu.
- Zdążyliście w ostatniej chwili. Wiele energii kosztowała mnie ta operacja, ale możecie się uspokoić. Gosiatriks będzie żyć. Teraz usnęła ale jutro na pewno będzie w pełni sił.
- Bardzo dziękujemy, Pani – rzekł Wizzoteriks z galanterią dworzanina – i wybacz za to niezapowiedziane najście.
- Sama was tu ściągnęłam - odpowiedziała rozbawiona nagłą, nie pasującą do jego wizerunku, zmianą zachowania - trochę się bałam, że nie zdążycie na czas bo moja magia zakazuje mi wskrzeszania umarłych ale .... ale wszystko dobre co się dobrze kończy. A teraz usiądźmy i spokojnie zjedzmy kolację bo nie wiem jak wy ale ja jestem piekielnie głodna.
Jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki na stole znajdującym się przy chacie pojawiły się smakowite kąski i doskonałe wino. Wyzwoleni z niepokoju o stan zdrowia Gosiatriks biesiadnicy ochoczo rozmawiali i żartowali. Lancetoriks nie tylko nie mógł się nadziwić urodzie czarodziejki lecz również dziwnej zmianie jaka zaszła w zachowaniu Wizzoteriksa, który z gburowatego wojaka w mgnieniu oka przeistoczył się w szarmanckiego, o nienagannych manierach oficera. Wyraźnie było widać, że starał się adorować gospodynię tego przyjęcia co niezbyt podobało się Skii, Iguanessie, a tym bardziej Lancetoriksowi.
- Wizzoteriksie, czy ty aby do szkoły wilków nie trafiłeś dlatego, że wyrzucono cię ze szkoły paziów królewskich - zapytał Lancetoriks.
- W odróżnieniu od tygrysów, my uczymy się nie tylko walki na miecze, mój drogi Lancetoriksie - sparował Wizzoteriks - ale również dobrych manier i rycerskiego zachowania wobec kobiet.
- Już kilka lat służę pod tobą Regimentarzu, ale jakoś nie zauważyłam wobec siebie takiej admiracji - rzekła Iguanessa – i sama nie wiem czy jest to związane z podległością służbową czy z tym, że jestem wojowniczką a nie czarodziejką. Tylko wciąż same rozkazy.. Iga zrób to ... Iga zrób tamto... Iga przynieś mi wina... Może Pani Akssa rzuciła na ciebie urok, Regimentarzu???
- Chyba nie tylko na niego – chichocząc się dodała Skia - bo widzę, że i Lancetoriks ma dziwnie maślane oczy jak na nią patrzy, ciekawe co będzie, jak się o tym dowie Kobi.
- Żmije!!! - jednocześnie zakrzyknęli Lancetoriks i Wizzoteriks.
Kres tej dyskusji położyła Akssa.
- Z tego co wiem, przybyliście tutaj aby spotkać się z Kisoah.
- Tak - odrzekł Lancetoriks - to jest nasz główny cel, aby namówić ja do zawarcia paktu z królem Adreatosem.
- Nie będzie to łatwe - powiedziała Akssa - Kisoah jest bardzo nieufna i trudno się do niej dostać. Zbyt wiele sił chciało by ja pojmać.
- Wiemy o tym - rzekł Lancetoriks - podczas ucieczki z niewoli Kisoah mnie uratowała i na tym właśnie opieram swoje nadzieję, że uda mi się z nią porozmawiać. Myślę, że zrozumie to, iż tylko wspólne działanie z królestwem Ashanti i jego sojusznikami, może stworzyć siłę zdolną przeciwstawić się imperium.
- Być może masz rację Lancetoriksie, ale elfy już tyle razy były oszukiwane przez ludzi, że nie wiem czy Kisoah będzie chciała zaryzykować aby nawiązać z wami współpracę. Wiąże się to z niebezpieczeństwem odkrycia jej kryjówki. Doskonale wiesz Lancetoriksie, że dla ludzi cenniejsze jest złoto niż dane słowo a złota imperator ma moc.
- Doskonale sobie z tego zdaję sprawę, ale jednocześnie wiem, że gdy imperium zwycięży Ashanti, to wówczas całą swoją potęgę skieruje przeciw niej.
- Masz rację – rzekła Akssa.
- Pani – wtrącił się do rozmowy Wizzoteriks – czy mogłabyś nam pomóc w nawiązaniu kontaktu z księżniczką Kisoah????
- Gdzie znajduje się Kisoah, tego nie wiem nawet ja – odparła czarodziejka - musicie udać się do Baghazi, stolicy imperium, i odnaleźć zielarkę Rosanne. Ona Wam wskaże drogę. Powiedzcie jej, że to ja was przysyłam.
- Pani – ponownie zwrócił się Wizzoteriks – udaj się tam z nami.
- Nie mogę, Wizzoteriksie – odparła Akssa - zbyt to jest dla mnie niebezpieczne. Jeszcze jakiś czas musze tu pozostać. Ale obiecuję ci jedno, że na pewno się jeszcze spotkamy.
- Ależ Aksso- żachnął się Wizzoteriks – zapewnimy ci ochronę najlepszą na świecie. Nawet sam Imperator lepszej nigdy nie będzie miał.
- Nawet przed czarną magią, Wizzoteriksie??? – spytała Akssa - Niestety tej ochrony mi zapewnić nie możecie, a przynajmniej jeszcze nie możecie. Gdybym teraz udała się razem z wami, to musiałabym się zmierzyć z potężnym Dzinnem i jego pomocnikami, a na to jeszcze nie jestem gotowa. Ale dość już tych rozważań. Jest już bardzo późno i czas się kłaść spać.

Rzeczywiście było już późno. Zbliżała się północ. Na niebie jasno połyskiwały gwiazdy a księżyc przemierzał swoją odwieczną drogę po nieboskłonie.
Podczas gdy wszyscy wstali od stołu i zaczęli rozchodzić się do swoich legowisk Lancetoriks podszedł do Skia.
- Nie miałem wcześniej sposobności, aby podziękować ci za wyciągnięcie z wody – rzekł zmieszany – i przeprosić za to, że cię wtedy uderzyłem.
- Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr - odparła Skia - gdybym była na twoim miejscu, zapewne poderżnęłabym ci gardło.
- To prawda, że jechałaś za nami aby nas zabić? – spytał.
- Tak - odparła.
- Dlaczego?
- Myślałam, że jesteście łowcami niewolników, a z nimi mam nie wyrównane rachunki - powiedziała Skia.
- Aż tak ich nienawidzisz????
- Zabili mi męża – odrzekła, a widocznie wspomnienia te ciążyły jej bardzo i czuła potrzebę opowiedzenia swojej historii komuś komu mogła zaufać, więc nie ponaglana przez Lancetoriksa zaczęła mówić dalej:
- Kiedyś byłam szczęśliwą żoną i matką. Razem z mężem posiadaliśmy niewielkie gospodarstwo. Szczęście nasze wzrosło gdy pojawiły się dzieci. Żyliśmy dostatnio i szczęśliwie. Ja często udawałam się na polowanie do puszczy zostawiając cały dom na głowie męża. Nie bałam się o nich, bowiem wiedziałam , że nim zjawią się łowcy czy zabłąkany oddział orków mój mąż zdoła się ukryć z dziećmi w przygotowanych na takie odwiedziny kryjówkach. Do dziś nie wiem co się stało, że wtedy dal się zaskoczyć. Gdy wróciłam z polowania zastałam tylko spalone gospodarstwo i zmasakrowane ciało mojego męża. Po dzieciach wszelki ślad zaginął. Jak oszalała tropiłam ich przez wiele dni zabijając wszystkich napotkanych na mojej drodze łowców, ale tej bandy, która zrujnowała moje życie i porwała mi dzieci nie odnalazłam do dziś.
- Dawno się to stało ? – spytał Lancetoriks.
- Rok temu, podczas ostatniej wielkiej obławy na elfów – odparła – Ale wciąż wierzę, że je odzyskam.
- Życzę ci tego z całego serca – odparł Lancetoriks – Muszę przyznać, że jak na farmerkę świetnie władasz bronią.
- Nie zawsze byłam farmerką – odparła Skia - i nie zawsze byłam matką i żoną, Lancetoriksie. Wcześniej, nim się nimi stałam, byłam wojowniczką osobistej gwardii ostatniego króla elfów.
- To ile ty masz lat ? –spytał Lancetoriks.
- Czy to ważne? Przecież, my elfy, obdarzeni jesteśmy nieśmiertelnością. Gdybym chciała przeliczyć swój wiek na wiek ludzi to można by powiedzieć, że mam około trzydziestu – odparła z dziwnym uśmiechem na twarzy.
- Wybacz mi to pytanie, nie chciałem być wścibski.
- Nic się nie stało, nie uraziłeś mnie.
- Pojedziesz z nami szukać Kisoah? - zapytał Lancetoriks.
- Tak – odpowiedziała – mój los z woli Bogów związany jest z waszym.

Nastał mglisty poranek. Unoszący się wśród konarów drzew świergot ptaków oznajmiał wszystkim, że las powoli budzi się do życia. Jako pierwsza wstała Gosiatriks i głośnym krzykiem zerwał wszystkich na równe nogi. Następną czynnością, którą zrobiła było pokazanie wszystkim swojego brzucha, na którym nie było śladu odniesionej niedawno rany i gorące wyściskanie każdego, nawet Skii co do której wcześniej pałała nie tajonym uczuciem wyekspediowania ją w zaświaty.
- Popatrzcie tylko, popatrzcie – wołała szczęśliwa – popatrzcie tylko na mój brzuch. Nie ma na nim żadnej blizny, nawet tej, która pozostała mi jako pamiątka po tej burdzie w Ashantii, gdy byłam jeszcze kadetką. Komu mam dziękować za to????!!!
- Aksie - odpowiedziała równie szczęśliwa Iguanessa.
- A gdzie ona jest????
Rzeczywiście dopiero teraz wszyscy zauważyli, że czarodziejki nie ma wśród nich. Fakt ten najbardziej zmartwił Gosiatriks ale tylko na chwilę. Niejako w zastępstwie, ponownie wyściskała wszystkich obecnych i zapytała się Skii:
- Gdzie może znaleźć Akssę?
- Szukać Akssy to tak jak uganiać się za wiatrem w polu. Jak będzie chciała abyśmy ją odnaleźli to ją odnajdziemy - odparła Skia.
- W takim razie - zarządził Wizzoteriks - bierzmy się za poranny posiłek i w drogę. Szkoda każdej chwili.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin