Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 12

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:27, 13 Cze 2006    Temat postu: Rozdział 12

Rozdział 12 Soraya

Trzask otwieranych wrót przykuł uwagę Lancetoriksa i Wizzoteriksa. Po plecach przebiegły im dreszcze, a ciała oblał zimny pot. Napastnicy doskonale znając okoliczne zakamarki i ukryte przejścia zapewne zaszli ich od tyłu. Ta myśl lotem błyskawicy przeleciała każdemu z nich po głowie. W napięciu wyglądali żądnych krwi bandziorów, którzy za moment powinni ukazać w drzwiach .
- Lancetoriksie!!! Szybko !!! - doszedł ich z głębi sieni głos - Szybko na Boga!!! Pośpieszcie się!!!! .
Niewiele myśląc, wojownicy jednym susem znaleźli się za zbawczymi wrotami. Drzwi natychmiast zamknęły się za nimi, a powietrze przeszył łoskot przesuwanych rygli. Ratunek przyszedł w sama porę. Z podwórza słychać było zdziwione i wściekłe głosy pogoni. Napastnicy szybko zorientowali, jaką drogą ich ofiarom udało się zbiec i niezwłocznie podjęli próbę wyważenia drzwi. O ściany sieni, złowrogo odbijały się energiczne uderzenia pałek, kamieni i siekier.
Wizzoteriks i Lancetoriks nerwowo rozejrzeli się wokół siebie. W ich rękach połyskiwały sztylety gotowe odeprzeć każdy atak, a ciała wciąż drżały przeżyciem nie stoczonej bitwy. Roziskrzone oczy powoli traciły swój bitewny blask przyzwyczajając się do panującego tu mroku. To co zauważyli uspokoiło ich. Wraz z nimi w sieni znajdowała się tylko jedna osoba. Jej drobna postać dokładnie otulana w obszerny płaszcz z kapturem zasłaniającym twarz oraz miły i ciepły głos wskazywał na to, że ich wybawcą jest kobieta.
- Przysłała mnie Soraya – rzekła - chodźcie za mną!
Nie odzywając się więcej ani słowem, nieznajoma ruszyła śmiało naprzód. Za nią podążyli Lancetoriks i Wizzoteriks. Szybkim krokiem przechodzili przez niezamieszkałe podwórka, puste korytarze opuszczonych domostw. Schodzili do piwnic a następnie przemierzali podziemne tunele. Widać było, że przewodniczka doskonale zna drogę. Cała podróż odbywała się w milczeniu. Po półgodzinnej marszrucie stanęli przed solidnymi, żelaznymi wrotami zamykającymi podziemny tunel. Nieznajoma z zanadrza swojego płaszcza wydobyła mały kluczyk i otworzyła je. Za drzwiami znajdowała się izba , przypominająca do złudzenia laboratorium. Na półkach stojących przy ścianach, leżały opasłe tomy starych ksiąg oprawnych w skóry, środek izby zajmował potężny stół, na którym poustawiane były różnego rodzaju szklane naczynia oraz słoiki z barwnymi miksturami. U powały sufitu, zawieszono pęki suszonych ziół oraz wypchane, martwe zwierzęta o szklanych oczach. W kącie izby, wznosiły się drewniane schody.
- Proszę za mną, panowie – powiedziała nieznajoma kierując się ku schodom.
Po chwili cała trójka znalazła się w przedpokoju o bogatym wystroju wnętrza.
- Witajcie rycerze – powitała ich młoda kobieta wychodząca właśnie z przyległej izby - Bardzo mi się dłużył czas oczekiwania na was. Jestem Soraya.
Lancetoriks oniemiał na jej widok. Od czasu, gdy po raz pierwszy usłyszał jej imię, a nieoczekiwane spotkanie, które miało miejsce podczas ich tryumfalnego wjazdu do Banhazi, utwierdziło go w tym przekonaniu, wyobrażał sobie, że Soraya jest zgrzybiałą staruszką.
- Witaj, Pani – ledwie zdołał wybąknąć zmieszany, nie mogąc oderwać oczu od jej długich, sięgających prawie do pasa kręconych, kruczoczarnych włosów, czarnych jak węgiel oczu, ponętnych, jak nabrzmiałe słodkim sokiem pomarańcze, jędrnych piersi. Przed nim stała piękna kobieta, a rozkosznie zaokrąglonych kształtach, ubrana w długą, zwiewną turkusową suknię, doskonale podkreślającą jej figurę. Soraya zauważyła wrażenie jakie zrobiła na gościach, a w kącikach jej karminowych ust zadrgał uśmiech zadowolenia. Jednak nie chcąc przedłużać ich zakłopotania, wyciągnęła do nich na przywitanie swoją dłoń, którą oni skwapliwie ucałowali .
- Wejdźmy do izby – powiedziała - bowiem wypadki, które miały miejsce ostatnimi czasy, nakazują działać szybko i zdecydowanie.
- Dziękuję ci, Evo. Zawołam cię jak będziesz mi potrzebna – powiedziała Soraya zwracając się do ich przewodniczki.
Dziewczyna z czcią ukłoniła się swojej pani i bez słowa znikła za drzwiami.
- Wiem panowie co was tutaj sprowadza. Przekazano mi, jaki jest cel waszej wyprawy i co się wydarzyło w obozie Helvetiusa – powiedziała Soraya gdy zostali sami w pokoju.
- Pani – zagaił Wizzoteriks – Akssa powiedziała nam, że możemy liczyć na twoją pomoc w spełnieniu naszej misji. Lecz ostatnie wypadki, których byliśmy świadkami sprawiły, że pytań, jakie cisną się na nasze usta jest więcej i bardzo liczymy na to, że tutaj uzyskamy na nie odpowiedzi.
- Wszystko w swoim czasie, Wizzoteriskie – odpowiedziała czarodziejka - nie mam zamiaru nic przed wami zatajać. W tej chwili najważniejsze jest abyście opuścili Banhazi i udali się do Doliny Uśpionych Elfów. Tu grozi wam zbyt duże niebezpieczeństwo.
- A jak się to niebezpieczeństwo nazywa?? – spytał Lancetoriks.
- Dzinn – wycedziła Soraya – Wielki Mag Imperatora, bezwzględny czarnoksiężnik, morderca moich sióstr aksamitnych wróżek i strażniczek Safiry.
- Cholera – zaklął Wizzoteriks - czybyśmy nieopatrznie wmieszali się w konflikt między dwoma magiami: czarną i aksamitną????
- Czy nieopatrznie, tego nie wiem. Być może tak było zapisane w waszej księdze życia – odpowiedziała Soraya – jedno jest pewne, Dzinn wie o was, wie po co wjechaliście w ziemie Imperium i co najgorsze wie też o Skii.
- Kim on jest, do cholery – włączył się do rozmowy Lancetoriks - czy naprawdę jest tak potężny, że ani ty, Sorayo, ani Akssa ani armia Ashantii nie są w stanie go pokonać?????
- Aby odpowiedzieć na twoje pytanie, Lancetoriksie, musze się wpierw odwołać do przepowiedni elfów spisanej w starej mowie a wieszczącej, że bestia wyłoni się swój łeb z czeluści piekieł a zło i rozpacz zapanuje na całym świecie. Rozpadną się królestwa, zapanuje bezprawie i wszelkie żyjące istoty zegną swój kark pod butem wysłannika zła. Zgodnie z przepowiednią nasz świat zostanie uratowany jeżeli smok połączy się z kotem i wspólnie staną do walki z bestią.
- Nic z tego nie rozumiem – rzekł Lancetoriks - smoki?????!!!.... koty ???!!!! bestie???...a co to ma wspólnego z Dzinnem i Skia, jaki jest związek z naszą misją... z księżniczką Kisoah?
- Jak myślisz Lancetoriksie, ile lat ma Dzinn?? – spytała Soraya.
- Dzinn jest orkiem. Ani orkowie, ani my, ludzie, czy też krasnoludy, nie posiedliśmy tajemnicy nieśmiertelności, jak elfy. Zatem myślę, że Dzinn nie powinien mieć więcej jak pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat – odrzekł Lancetoriks.
- Mylisz się, Lancetoriskie. Dzinn ma co najmniej 400 lat.
- Jak to możliwe ???? – z ust Lanceoriksa i Wizzoteriksa jednocześnie wyrwało się to samo pytanie.
- Zaraz postaram się wszystko wam wytłumaczyć – spokojnie powiedziała Soraya - powiedzcie mi czy słyszeliście kiedykolwiek o Drazgulach??
- Mityczne bestie pożerające dusze – odpowiedział Wizzoteriks – baśniowe potwory.
- Niestety nie, Wizzoteriksie. Drazgule istniały naprawdę. Dawno, dawno temu, na długo przed pojawieniem się w naszym świecie ludzi stoczono wielką wojnę z Drazgulami. Wojna ta, to początek wielkiego przymierza elfów i smoków oraz początek tzw. złotej ery w naszych dziejach, zwanej również epoką smoczych jeźdźców. Nie wdając się w szczegóły, przed tysiącami lat nasi przodkowie pokonali Drazgule i zesłali ich do piekła międzyczasowego zamykając magią drogę powrotu do naszego świata. Tych wrót przed wiekami strzegli smoczy jeźdźcy.
- Ale co to ma wspólnego z Dzinnem? -spytał Lancetoriks.
- Obawiam się, że jednemu z Drazguli udało się ukryć w naszym świecie i przez tysiące lat pozostać nie zauważonym w ukryciu. Obawiam się, że Dzinn ma wiele wspólnego z owym Drazgulem.
Przez moment w izbie zapanowało złowrogie milczenie. Powoli do świadomości Lancetoriksa i Wizzoteriksa docierała waga wydarzeń, których ostatnio byli uczestnikami.
- Nie bardzo mi się chce w to wierzyć, Sorayo – przerwał ciszę Lancetoriks - bo skoro Dzinn mordując większość akssamitnych wróżek osłabił siłę tej magii, więc kto mógłby się przeciwstawić temu, aby otworzył wrota broniące Drazgulom dostępu do naszego świata??? Przecież sama powiedziałaś, że Dzinn jest teraz najpotężniejszym czarownikiem. I jak to się stało, że będąc od was słabszy, udało mu się dokonać tego ohydnego mordu?
- Widzisz Lancetoriksie – odpowiedziała Soraya - Dzinnowi udało się odkryć najpilniej strzeżoną tajemnice akssamitnej magii i jej najsłabszy punkt. Raz na dziesięć lat na górze aksamitnej, w noc akssamitnej aury, odbywa się wielki zlot wszystkich czarodziejek. W tę noc następuje odrodzenie każdej z nas i wzmocnienie posiadanej przez nią siły. Lecz nim to nastąpi przez moment jesteśmy bezbronne, jak żółw wyjęty ze swojego pancerza. Jednym z elementów tego misterium jest ścięcie przez każdą wróżkę jej włosów i poświęcenie ich akssamitnej aurze. Ten moment właśnie wykorzystał Dzinn i w tym momencie zaatakował mordując wszystkie moje siostry.
- Nie rozumiem – zdziwił się Wizzoteriks – Wasza magia skumulowana jest we włosach????? Przecież trzeba wielu miesięcy aby ścięte włosy odrosły do takim rozmiarów jakie podziwiam na twojej głowie, Pani.
- Tylko jedną noc, Wizzoteriksie, tylko jedna noc – odpowiedziała Soraya – Ale masz rację, nasza magia zawiera się we włosach, to nasze włosy łączą nas ze źródłem tej magii, aksamitną aurą otaczającą cały wszechświat. I dlatego Dzinn zaatakował wtedy, gdy wróżki czekały na swoje odrodzenie. Wiedział doskonale, ze nie jest w stanie posiąść ich włosów i ich potęgi ale może je unicestwić fizycznie.
- Wyjaśnij mi, Pani – ponownie odezwał się Wizzoteriks – jak to się stało, że tobie udało się ujść cało z tego pogromu?
- Bezpośrednio przed odrodzeniem się czarodziejek w akssamitnej aurze odbywa się ceremonia wyzwolenia nowej czarodziejki. Nowej czarodziejce wszystkie zebrane wróżki przekazują część swojej mocy i dlatego ona nie może brać udziału w rytuale sanacji . Tej nocy, właśnie mnie wyzwolono na czarodziejkę.
Na chwilę Soraya przerwała swoją opowieść, a w jej oczach pojawiły się łzy. Pytanie zadane przez Wizzoteriksa sprawiło, że na moment w jej pamięci odżyły wspomnienia tej krwawej nocy. Jednakże szybko się opanowała i kontynuowała swoja opowieść.
- Po wyzwoleniu młode czarodziejki muszą udać się do akssamitnej groty i tam czekać do chwili, gdy odrodzone w swojej mocy czarodziejki nie wezwą je z powrotem. Mnie nie było dane usłyszeć tradycyjnego zaproszenia: Przybądź do nas bo twoje siostry oczekują ciebie. Zamiast tego w swojej głowie usłyszałam przerażony głos mojej mistrzyni nakazujący mi natychmiastową ucieczkę i ukrycie się. Nie posłuchałam jej. To co ujrzałam po opuszczeniu groty wciąż jawi mi się jako horror nocny. Ujrzałam bezbronne siostry mordowane przez zgraję oryckich magów, uczniów Dzinna. Początkowo podjęłam z nimi walkę zabijając kilku z nich, ale kategoryczne i błagalne żądanie mojej mistrzyni abym uciekała i ratowała swoje życie, zmusiło mnie do ucieczki z akssamitnego wzgórza. Dopiero później uświadomiłam sobie jak wielka ciąży na mnie odpowiedzialność i jak straszliwa stała się rzecz. Została naruszona odwieczna harmonia panująca w magii. Późniejsze wypadki tylko potwierdziły to przypuszczenie. Klęska królestwa elfów, śmierć prawie wszystkich strażniczek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za tym wszystkim kryją się Drazgule.
- A Akssie jak udało się uciec z tego pogromu? –zapytał Lancetoriks.
- Akksa jest moim uczniem – odparła Soraya – drugą wróżką akssamitną żyjącą na tym świecie.
- Dziwne – sam do siebie rzekł Lancetoriks - najpotężniejsze wróżki po obcięciu im włosów stają się bezbronne jak owieczki. Nic łatwiejszego niż zakraść się w nocy do takiej wróżki a nawet podać jej jakieś ziele i obciąć jej włosy.
- Mylisz się, Lancetoriksie – odpowiedziała uśmiechając się Soraya – Zapomniałeś o jednym. Nas chroni nasza magia, jesteśmy ze sobą cały czas złączone dzięki otaczającej nas akssamitnej aurze. Gdy ja śpię pozostałe wróżki mnie chronią.
- Skoro jesteście za słabe aby przeciwstawić się Dzinnowi – zapytał Wizzoteriks – to dlaczego po tym mordzie Dzinn nie otworzył wrót międzyczasowego piekła i nie uwolnił Drazguli????
- To co nas broni przed tą inwazję to magia Safiry. Co prawda Dzinnowi udało się wymordować prawie wszystkie strażniczki Safiry, lecz nie udało mu się posiąść ich magii. Może to osiągnąć dopiero wtedy gdy zginie ostatnia strażniczka i ostatnia akssamitna wróżka.
- Czy mogłabyś nam Sorayo powiedzieć coś więcej na temat strażniczek Safiry? Bo jak słyszę są one głównym bastionem, chroniącym nasz świat przed inwazją Drazguli – poprosił Wizzoteriks.
- Jak wcześniej wspomniałam, wspaniałym efektem zwycięstwa nad Drazgulami było zawarcie przymierza elfów i smoków. Okres ten zwany jest w naszej historii Erą Smoczych Jeźdźców. Niestety prywatne ambicje, chęć władzy jednego z nich doprowadziły to buntu i kolejnego, wielkiego konfliktu zwanego przez naszych historyków Wojną Białego i Czerwonego Smoka. W jego efekcie, praktycznie wyginęły wszystkie smoki. Ostatni smok, a właściwie smoczyca...
- Safira????? – rzekł Wizzoteriks
- Tak, Safira, umierając pozostawiła elfom jedno smocze jajo, z którego ma się odrodzić rasa smoków, 12 wyszkolonych jeźdźców, strażników Safiry oraz przepowiednię o pojawieniu się bestii.
- Strażnicy Safiry - pochwalił się swoją wiedzą Wizzoteriks - elitarny zakon wojowników elfickich. Rycerze i magowie...zawsze myślałem, że ich zadaniem było chronić rodzinę królewską.
- To też, Wizzoterksie – rzekła Soraya - lecz przede wszystkim strzec ostatniego jaja smoka, szukać tej osoby, którą smok drzemiący w tym jaju wybierze sobie na swego jeźdźca oraz strzec tajemnic magii smoków przekazanej nam przez Safirę.
- Chyba rozumiem – rzekł Wizzoteriks - jeżeli Dzinn zdobędzie wiedzę strażników Safiry, zawładnie wówczas jajem i będzie na tyle potężny, aby je zniszczyć. Wówczas ta część przepowiedni, a zarazem zapowiedź klęski bestii, gdy smok połączy się z kotem, nigdy się nie spełni.
- Dokładnie tak, Wizzoteriksie – potwierdziła Soraya.
- Ciekawe, jak to się stało, ze przez te wieki nie odkryliście, istnienia tego Drazgula?? – zapytał Lancetoriks.
- Sama zadaję sobie to pytanie – odrzekła Soraya - myślę ze on sam cały czas się ukrywał wśród orków. Jak wiesz, wielu ludzi jak i orków studiowało na uczelniach elfickich naszą magię. Podejrzewam, że Dzinn jest prawdziwym orkiem , orkiem, który zawarł przymierze z Drazgulem, orkiem, w którym żyją dwie dusze... Dzinna i Drazgula. To zapewne to sprawiło, że naszym magom nie udało się tego wykryć. Badając księgi, udało mi się dotrzeć do zapisku o bardzo zdolnym orku, który posiadł wielką wiedzę magiczną uzyskując nawet tytuł Magister Chiromantus. Było to 400 lat temu. Ta wiedza i osobiste ambicje Dzinna chyba sprawiły, że ostatni żyjący w naszym świecie Drazgul zawarł z nim przymierze i połączył swoja duszę z jego, zamiast ją pożreć.
- Co w takim razie powinniśmy robić Sorayo? - spytał Wizzoteriks - Wszak jesteśmy zwykłymi wojownikami nie mogącymi rywalizowac z Dzinnem.
- Może Wizzoteriksie nie jesteście takimi zwykłymi wojownikami – odparła Soraya – Czas pokaże. Nie zawsze tam gdzie potężne mocarstwa walczą o zdobycie władzy nad światem toczy się prawdziwa wojna o to zwierzchnictwo. Nie wielkie armie, krwawe bitwy ale magia jest środkiem osiągnięcia tego celu. O tym doskonale wiedzieli nasi przodkowie i dlatego tak bardzo starali się utrzymać równowagę w magii, eliminując z naszego świata Drazgule. Wy zostaliście wciągnięcie w splot wydarzeń związanych z prawdziwą wojną o przyszłość tego świata i nic już nie jest w stanie odwrócić tego wyroku. Jesteśmy, Lancetoriksie i Wizzoteriksie, sojusznikami, a naszym wspólnym celem jest zabicie bestii, której na imię Dzinn. Teraz musicie jak najszybciej, wraz ze Skią, opuścić Banhazi i udać się do księżniczki Kisoah. Chcąc czy nie chcąc staliście się strażnikami ostatniej strażniczki Safiry. A teraz przysięgnijcie, że nigdy i nikomu nie ujawnicie tego co tu usłyszeliście i nie bacząc na własne życie będziecie chronić Skii.
- Przysięgam na swój miecz, że prędzej zginę niż złamie dane tu słowo –powiedział Wizzoteriks.
- Przysięgam na miecz – powtórzył Lancetoriks.
- Dziękuję wam – rzekła Soraya - jeszcze jedno. Nie mogę i nie chcę wymazać z waszej pamięci tego co tu usłyszeliście. Ale mogę i chcę zabezpieczyć wasze umysły przed niepożądana penetracją ze strony Dzinna lub jego uczniów. Podajcie mi proszę wasze ręce i połączmy nasze umysły.
Wizzoteriks i Lancetoriks bez sprzeciwu chwycili wyciągnięte dłonie Sorayi. Przez moment poczuli przyjemne ciepło przepływające przez ich ciała. Ciepło to spokojnym nurtem przepływało przez ręce, szyję i powoli opanowywało ich umysły. Czar coraz bardziej wnikał w ich umysły oddzielając na moment ich dusze od ciał. Po chwili ujrzeli ogromną armię ustawioną w szyku bojowym, nad która powiewały sztandary elfów, krasnoludów, królestwa Ashanti i innych królestw. Wizzoteriks dostrzegł totemy klanu wilka a Lancetoriks totemy klanu tygrysa. Wysoko w górze nad gotującymi się do walki wojownikami szybowały wielkie, srebrzystołuskie smoki. Obraz był tak wyraźny, że wojownicy dostrzegali w zwartych szeregach twarze swoich znajomych i przyjaciół: Gregoriusa, Kobi, Iguanesse, Gosiatriks a także króla Adreatosa stojącego w złocistej zbroi na wzgórzu. Lecz mimo największych wysiłków nie mogli tam dostrzec siebie.
Obraz znikł, a głos Sorayi przywołał ich z powrotem do życia.
- Teraz, rycerze, jesteśmy ze sobą połączeni na dobre i na złe –powiedziała Soraya.
- Widziałem wielka armię gotową do bitwy – prawie wykrzyczał zachwycony Wizzoteriks - Widziałem wielką armię złożoną z ludzi elfów, krasnoludów. Widziałem smoki szybujące wysoko nad tą armią. Czy to oznacza Sorayo, zapowiedź zwycięstwa???
- Nie wiem, Wizzoteriksie – odpowiedziała Soraya - być może akssamitna aura ukazała ci przyszłość, a być może jest to tylko wytwór twojej wyobraźni i pragnień pobudzonych dzisiejszą rozmową.
- Wśród wojowników nie widziałem ani siebie ani Wizzoteriksa, ani Skia –rzekł Lancetoriks.
- Nikt nie zna swojej przyszłości, Lancetoriksie, czas odpowie na wszystkie twoje pytania. Teraz musicie jak najszybciej opuścić Banhazi i udać się do księżniczki Kisoah.

Po tych słowach Soraya podeszła do małego stolika, wzięła do ręki mały srebrny dzwoneczek i cicho zadzwoniła. Za chwilę do pokoju weszła ich przewodniczka. Wizzoteriks i Lancetoriks dopiero teraz mogli dokładniej przyjrzeć się osobie, która przeprowadziła ich przez nieznany im labirynt podziemnych korytarzy, ratując im życie od niechybnej śmierci z rąk banhaskich rzezimieszków. Stała przed nimi zgrabna, młoda kobieta ubrana w podróżny strój: nie krepującą ruchów kurtkę, krótką spódniczkę ukazującą zgrabne nogi i wiązane na łydkach solidne buty. W jednym ręku trzymała niewielkie zawiniątko, a w drugim dużą latarnię. Jej jasne włosy swobodnie opadały na ramiona a duże sarnie oczy z uwielbieniem wpatrywały się w Sorayę.
- Evo – rzekła Soraya – wiesz co masz czynić?
- Tak, pani – odpowiedziła Eva.
- Wyprowadzisz tu obecnych rycerzy oraz ich towarzyszy z Banhazi i zawiedziesz do księzniczki Kisoah. Będziesz im służyć wiernie, tak jak dotychczas mnie służyłaś.
- Pani moja!!??? –odrzekła Eva a jej oczy wypełniły się łzami, lecz posłuszna woli Sorayi zapanowała nad sobą i skinęła głową na znak zgody.

Po krótkiej ceremonii pożegnania cała trójka skierowała się do piwnicy, z której ponownie wkroczyli do podziemnych tuneli. Tym razem nie musieli obawiać się już żadnych niespodzianek. Po godzinnym marszu opuścili podziemny świat Banhazi. Lancetoriks i Wizzoteriks szybko zorientowali się, że X kwartał zostawili daleko za swoimi plecami i że właśnie wkraczają w bezpieczne i bogate dzielnice stolicy imperium. Zmierzch już obejmował we władanie ulice miasta, gdy ujrzeli mury amfiteatru i rozrzucone wokół niego wozy trup aktorskich. Znalezienie miejsca gdzie rozbił się obozem Helvetius nie nastręczało już żadnych problemów.
- Gdzie są Skia, Iguanessa i Gosiatriks?? –spytał Wizoteriks wychodzącego im naprzeciw Christoferusa.
- Godzinę temu poszły obejrzeć jarmark na głównym rynku. Helvetius bardzo się o was niepokoił.
- Cholera jasna – zapieklił się Wizzoteriks - przecież miały się nie ruszać z obozu aż do naszego powrotu.
- Evo – zwrócił się do przewodniczki Lancetoriks – czy możemy wydostać się z miasta po zamknięciu bram??
- tak, panie – odezwała się przewodniczka – ale konie będziecie musieli zostawić tutaj.
- W takim razie – zakomenderował Wizoteriks – opuścimy miasto dopiero jutro rano.
- Panie, musicie opuścić mury natychmiast – odparła z determinacją Eva.
- Gdzie się one zapodziały??? – z narastającą wściekłością w głosie sam siebie spytał Wizzoteriks - A co zrobimy z końmi??? Bez koni i za miesiąc nie uda nam się tam dotrzeć.
Nie czekając na odpowiedź, Wizzoteriks nerwowo rozejrzał się wokół. Jego uwagę przykuł zgiełk i tumult, który nagle wybuchł na drugim krańcu obozowiska. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Z pomiędzy gęsto ustawionych wozów wybiegła Skia. Biegnąc z prędkością jelenia gonionego przez sforę chartów przebiegła obok zdumionych Lancetoriksa i Wizzoteriksa i szybko skryła się w dużej zielonej skrzyni stojącej przy jednym z wozów. Zagadka, co było przyczyną panicznej ucieczki Skia, szybko się wyjaśniła. Ledwie wieko skrzyni zamknęło się nad nią, nadbiegła uzbrojona grupa mężczyzn: trzech strażników miejskich i 2 pachołków.
- Widzieliście w którym kierunku pobiegła elfka??? – zapytał ich dowódca.
- Prosto w kierunku rzeki, panie dowódco – odrzekł Christoferus nim ktokolwiek zdołał otworzyć usta – jak się pośpieszycie powinniście złapać ją przy złotym moście.
- A za co ścigacie tę elfkę, panie oficerze –spytał Wizzoteriks.
- Okradła na jarmarku jubilera. Złodziejskie nasienie z tych elfów, ale jak tylko ją złapiemy, posiedzi sobie trochę w dybach nim kat założy jej sznur na szyję – odparł dowódca i raźno ruszył w kierunku wskazanym przez Christeforusa. Za moment ścigający znikli w krętych uliczkach miasta.
Po krótkiej chwili wieko skrzyni uniosło się ostrożnie, a w utworzonej szczelinie zabłysły oczy Skii.
- Czy już poszli???? – dal się słyszeć z wnętrza skrzyni cichy szept.
- Tak poszli, możesz wychodzić – odrzekł spokojnie Christoferus.
- Hola, hola, hola – krzyknął Wizzzoteriks przytrzymując wieko uniemożliwiając tym samym Skia opuszczenie skrzyni – Może zechcesz nam wytłumaczyć, co ci strzeliło do głowy aby kraść na jarmarku???
- Nic nie ukradłam!!! – odpowiedziała Skia napierając na wieko.
- Jakże to???!!! – udał zdziwienie Lancetoriks – to ci strażnicy miejscy tak dla zabawy uganiają się po całym mieście za tobą??? Czyżby niesłuszne oskarżenie????
- Skia, do jasnej cholery – wysyczał do skrzyni Wizzoteriks – co za diabeł cię podkusił aby kraść tu i teraz?
- Nic nie ukradłam!!!! – krzyknęła wściekła Skia – Wypuście mnie stąd do cholery bo się uduszę, nie ukradłam tej cholernej bransolety tylko zdobyłam łup. Przecież jestem w stanie wojny z imperium oryckim!!!!
- Ja zaraz sobie sam poderznę gardło – krzyknął Wizzoteriks unosząc swoje oczy wysoko ku niebu – A jeżeli Iguanessa i Gosiatrks też zapałają ochotą brania łupów, to wpierw z nich zrobię siekane kotlety.

Ledwie Wizzoteriks wymówił swoją kwestię od strony głównego rynku miasta dobiegł ich potężny huk ludzkich głosów. Prawie równocześnie niebo oświetliło tysiące fajerwerków a powietrze przeszył głos piszczałek, trąb, dudnienie bębnów. Wszyscy odwrócili się w stronę tego niezwykłego i przedwczesnego aktu euforii i radości wietrząc jak najgorsze nowiny. Rzeczywiście, wkrótce zobaczyli biegnącego ku nim Helvetiusa, który, jak w jakiejś tragedii, wymachiwał rękami i rwał włosy z głowy. W końcu dobiegł do zgromadzonych na placu ludzi, upadł na kolana i łapiąc z trudem powietrze wyrzucił z siebie najbardziej złowroga wieść, której co prawda się spodziewali, ale której wcale nie pragnęli usłyszeć. Ogłoszono wojnę z Ashantii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin