Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 14

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:24, 04 Sie 2006    Temat postu: Rozdział 14

Rozdział 14 Pierwsze starcie


Biegiem, zaryczał Wizzoteriks. Ruszyli w kierunku drugiego końca ulicy, jak stado antylop, które nagle opadła sfora żądnych krwi i wygłodniałych hien. Lancetoriks kątem oka dojrzał wybiegających z lepianek żołnierzy. Szybciej, szybciej poganiał wciąż Wizzoteriks.!!! Szybciej ,szybciej wtórowała im Soraya rozpaczliwie wymachując rękami. W piersiach zaczynało brakować tchu, w żyłach sprężona rodzącym się strachem krew, szykowała się, aby rozsadzić aortę. Szybciej, szybciej do zbawczych drzwi!!!!
Lancetoriks jeszcze raz obejrzał się za siebie. Za nimi w odległości 35 metrów biegło około trzydziestu żołnierzy z obnażonymi mieczami, wściekłych ,że spodziewany i łatwy żer, właśnie wymyka się spod ich ostrzy. Kilku z nich leżało na ulicy wijąc się w kałuży własnej krwi. To zasługa Skia, która co kilka kroków odwracała się z napiętym łukiem i posyłała strzałę za strzałą w zbitą żołnierską ciżbę.
W końcu zziajani dobiegli do miejsca gdzie stała Soraya .Zatrzymali się na moment, spoglądając na biegnących orków, a po chwili zasypawszy ich strzałami znikli za zbawczymi drzwiami.
-szybko, szybko załóżmy ten rygiel!!! – zakomenderowała Soraya wskazując na ogromy bal z dębowego drzewa.
Lancetoriks i Wizzoteriks schwycili go i natychmiast zablokowali nim drzwi. Za chwilę uderzyły w nie wściekle ostrza toporów i mieczy orków.
-taran, przynieście taran –dał się słyszeć głos dowódcy żołnierzy
-uff, tym razem nam się udało –odetchnęła Soraya – a nieszczęście było tuż, tuż
-dokąd teraz Pani? –spytała Eva
-wielkiego wyboru nie mamy, musimy iść do studni skazańców. Miejmy nadzieję, że tam nie będzie żadnej niespodzianki.
Na dźwięk tej nazwy Eva wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
-Co to za studnia –spytał się Wizzoteriks
-nie czas teraz na wyjaśnienia –odpowiedział Soraya
Rzeczywiście. W całej kamienicy rozlegał się donośny łoskot uderzeń tarana o drzwi. Wielką niewiadomą było, ile uderzeń wrota tego domostwa jeszcze wytrzymają, ale tez nikt z obecnych nie chciał czekać i liczyć je , aby się o tym przekonać.
Eva złapała wiszącą u ściany lampę i znikła w drzwiach prowadzących do podziemia domu. Za nią w ciszy udali się pozostali .Kolumnę zamykali Wizzoteriks i Lancetoriks.
Gdy znaleźli się w obszernej piwnicznej izbie .Eva przesunęła jedną ze stojących tu, pełnych flaszek z winem, półek i wszyscy zobaczyli ukryte za nią drzwi. Szybko je otworzyła i znikła w czeluści ciągnącego się za nimi kanału. Prędzej wchodźcie, poganiała ich Soraya . Gwałtowny łoskot na górze i odgłosy kroków świadczyły o tym, że pościg sforsował wrota domu. Soraya weszła do tunelu jako ostatnia , dokładnie ryglując wszystkie skoble.
-cholera , znowu podziemny kanał –szepnął Wizzoteriks – szkolono mnie do walki na ziemi, szkolono mnie do walki na wodzie a teraz okazuje się ,że nie wyszkolono do walki w tunelu. Już krzyż mnie boli od tego ciągłego schylania się.
-nie marudź –szepnął do niego Lancetoriks –zmykajmy stąd jak najszybciej , bo te drzwi wyglądają mniej solidniej niż poprzednie.
Szli tak szybko jak tylko mogli. Tunel gwałtownie schodził w dół i stawał się coraz ciaśniejszy i niższy tak, iż przez pewien odcinek musieli iść prawie na kolanach. Z ulgą przyjęli głos Sorayi oznajmujący im koniec trasy. Powoli wydobywali się z ciasnego korytarza i przez wąski otwór wypełzali w kolejnej piwnicy.
-jesteśmy na miejscu –rzekła Soraya- teraz tylko, musimy dostać się niepostrzeżenie do studni
-czemu ta studnia nazywa się studnią straceńców –spytała Iguanessa
-studnia znajduje się na pradawnym placu kaźni, do niej wrzucano zwłoki skazańców, które specjalnym kanałem wpływały do fosy, gdzie były wyławiane i grzebane na cmentarzu –spokojnie odparła Soraya
-coooo ???!!!! – z niedowierzaniem i obrzydzeniem krzyknęła Gosiatriks –ja mam skoczyć do studni pełnej umarlaków?????
-tak – spokojnie odparła Soraya.
-Pani –rzekła schodząca z góry Eva –na ulicy są żołnierze
-dużo ich? –spytał Wizzoteriks
-15 żołnierzy i 4 magów –odpowiedziała Eva
Soraya pobiegła po schodach na górę. Za nią podążył Wizzoteriks. Niezauważeni wyjrzeli przez małe okienko na ulicę, na której stał oddział żołnierzy.
-daleko stąd jest ta studnia- spytał Wizzoteriks
-60 metrów stąd i zapewne jest zamknięta –odpowiedziała Soraya
-w takim razie nie obejdzie się bez walki –sucho skomentował sytuację, w której się aktualnie znaleźli Wizzoteriks –a czasu mamy diabelnie mało, aby się do niej przygotować
-wcale nie mamy czasu, musimy działać natychmiast –odparła Soraya spokojnie –pościg zaraz się tu zjawi. Ja zajmę się magami, Ty z Lancetoriksem, Iguanessą , Gosiatriks i Skia zaatakujecie ich , Eva będzie miała za zadanie dotrzeć jak najszybciej do studni i otworzyć klapę. Musimy wykorzystać element zaskoczenia i moja magię. Przy pewnej dozie szczęścia powinno nam się udać wydostać z tej matni.
Wizzoteriks z podziwem spojrzał na Soraya. Cholera, pomyślał , gada jak prawdziwy wódz co to już nie jedną bitwę wygrał , więc tylko kiwnął na znak zgody głową i zszedł do piwnicy, aby poinstruować pozostałych, o czekającej ich walce.
Za chwilę wszyscy stanęli przy drzwiach wiodących na ulicę. Tępy łomot wydobywający się z czeluści piwnicznych powiadomił ich o tym, ze pościg dotarł właśnie do ostatniej przeszkody.
Soraya jeszcze raz popatrzyła na ulicę a po chwili najciszej jak mogła otworzyła drzwi.
Wyszli cicho, jak koty zbliżające się do swojej ofiary, a następnie wypuściwszy w kierunku żołnierzy strzały rzucili się na nich z głośnym okrzykiem. Zaskoczenie było kompletne. Soraya skierowała potężną świetlistą kulę, którą wyczarowała w swoich rękach w kierunku magów, zabijając dwóch z nich. Pozostali przy życiu magowie odskoczyli w bok starając się tak szybko jak pozwalała im na to ich wiedza i magiczna moc utworzyć wokół siebie i swoich żołnierzy magiczne ekrany. Bezskutecznie. Wyczarowany przez Soraye świetlisty piorun spalił pierwszego z żyjących magów a hipnotycznie wibrujące oczy Sorayi niczym zwoje niewidzialnego olbrzymiego węża objęły i zaczęły dusić ostatniego z nich.
Wizzoteriks wpadł w sam środek oddziału orków , powalając impetem kilku z nich na ziemię. Jego miecz raz za razem to odbijał się od tarcz zaskoczonych żołnierzy, to znów rozcinał ich pancerze i szyszaki, odrąbując ręce, nogi, siejąc wokół śmierć i przerażenie. Tuż za nim kroczyły Iguanesa i Gosiatriks. Wyglądały strasznie. Z wykrzywionymi strachem i żądzą mordu twarzami, zbryzgane krwią, rzucały się na przerażonych żołnierzy zatapiając w ich ciałach swoje sztylety. Obok nich Lancetoriks i Skia utrwalali dzieło zniszczenia i mordu. Po chwili połowa żołnierzy leżała na ulicy, w kałużach pomieszanej oryckiej krwi.
Otrząsnąwszy się z pogromu i przerażenia, pozostali przy życiu żołnierze szybko utworzyli szereg, zagradzając atakującym drogę do studni. W nich, krzyknął Wizzoteriks i walka rozgorzała z jeszcze większą zaciętością.

Eva jako ostatnia wybiegła na ulice. Nie patrząc na atakujących przyjaciół, rzuciła się biegiem w kierunku studni. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w każdej chwili może się zjawić ścigający ich oddział, a wtedy szanse na uratowanie się spadną praktycznie do zera. Czuła podświadomie, że wśród ścigających są również uczniowie Dzinna , tak więc przewaga jaką dawała im Soraya może zostać zniwelowana, tym bardziej ze jej Pani będzie już wyczerpana walką z magami, których tutaj zastali. Ta świadomość dodawała jej skrzydeł. Biegła coraz szybciej. Nagle , z zaułka wybiegł potężny Ork mierząc w nią swoją włócznią. Eva nie zatrzymując się przeturlała się pod jego nogami tnąc z całej siły w jego łydki. Szybko powstała i podbiegła do studni. Tak jak się spodziewali, klapa studni zamknięta była na dwie potężne żelazne kłódki. Nie zastanawiała się długo. Kilkoma uderzeniami miecza rozbiła jedną z nich.. Gdy szykowała się do rozbicia kolejnej, instynktownie wyczuła atakującego ją orka. Zrobiła szybki unik i wbiła swój miecz w jego szyję. W tym samym momencie potężne uderzenie ogromnego topora bojowego rozbiło drugą kłódkę. Eva uniosła klapę. Droga do wolności została otwarta. Jeszcze dla sprawdzenia wrzuciła do niej mały kamyk. Przy liczbie pięć usłyszała odległy plusk.
-gotowe!!!!! –krzyknęła jak mogła najgłośniej
Siedząc na cembrowinie, zauważyła jak od walczących oderwały się dwie postacie i zaczęły biec w jej stronę. Były to Soraya i Skia. Nie czekając dłużej, skoczyła w dół .W uszach czuła tylko świst powietrza, który zatykał jej dech Wnętrzności, poddane sile z jaką dotychczas się nie spotkały, powoli zaczęły przesuwać się ku przełykowi.Za chwilę potężne uderzenie o taflę wody na moment odebrało jej świadomość. Jej ciało zanurzyło się w zimnej studziennej wodzie a po chwili tracąc swój impet, poddane siłą fizyki, powoli, acz z uporem, zaczęło się wynurzać. W tej samej chwili silny prąd wessał ją do tunelu znajdującego się pod powierzchnią wody. Płynąc, Eva poczuła, że coraz bardziej brak jej powietrza. Powoli zaczęła tracić przytomność. Nagle ta sama siła ,wyrzuciła ją w górę. Nie mogąc już dłużej wytrzymać na bezdechu otworzyła szeroko usta , lecz zamiast strumienia wody zalewającego jej płuca i dławiącego ostatnie iskierki, tlącego się życia, płuca wypełniły się zbawiennym powietrzem. Była uratowana.


Soraya obserwowała wijącego się w konwulsjach ostatniego maga, gdy usłyszała gromki głos Lancetoriksa.
-Sorayo!!! Droga wolna, biegnij do studni!!!!!
Zmęczona i wyczerpana walką zdobyła się na jeszcze jeden wysiłek i zaczęła biec. Kątem oka z przerażeniem zobaczyła żołnierzy wybiegających z domu, z którego przed chwilą wyszli. Krzyknęła na Skia, aby podążała za nią i pędem ruszyła w kierunku studni. Już nie oglądała się za siebie, lecz ze wzrokiem utkwionym w studnię biegła z determinacją oszalałego zwierzęcia, uciekającego przed falami powodzi. Nagle stanęła jak wryta nie wierząc własnym oczom. Przed nią stał Dzinn. Uśmiechając się szyderczo. cisnął w nią świetlistą kulę i zniknął. Zaskoczona Soraya nie mogła wykonać żadnego ruchu ani też uchylić się przed atakiem. Wstrzyknięty jad sparaliżował jej ciało i powoli zaczął opanowywać umysł. W bezsilnej rozpaczy i przerażeniu osunęła się na ziemię.
-Sorayo co się stało –krzyknęła zaniepokojona Skia przybiegając do leżącej nieruchomo czarodziejki.
-Dzin!!! Dzinn trafił mnie swoją magią.....zaczyna zdobywać nade mną władzę.. Skia wiesz co masz czynić –wybełkotała na wpół przytomna Soraya
-Nie, nie mogę tego uczynić!!! –spazmatycznie krzyknęła Skia , ciągnąc prawie nieprzytomną Sorayę w kierunku studni
-czyń co masz czynić, bo inaczej Dzinn zdobędzie moją magię –wyszeptała sinymi ustami Soraya
Skia drżącymi rękami wyciągnęła sztylet, szybkimi ruchami nacięła skórę na jej głowie i energicznie pociągnęła za włosy., zrywając je i odsłaniając czaszkę Sorayi. Następnie chwyciła za miecz i uderzyła nim kilkakrotnie w głowę czarodziejki. Dzieło zostało skończone. Tam, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się piękna i szlachetna twarz Sorayi straszyła swym widokiem krwista, pulsująca miazga. Skia schowała zakrwawione pukle włosów aksamitnej czarodziejki do torby i płacząc, skoczyła w czarną czeluść studni.

Chcę ich żywymi, krzyknął ubrany na czarno wojownik wyskakując z kamienicy na ulicę. Lancetoriks spojrzał w tę stronę. Nie, nie mógł się mylić. To był Smokodeus. Ten sam, który ścigał go od pierwszego dnia jego ucieczki z doliny śmierci. Ten sam, który ma na sumieniu życie co najmniej trzech jego kamratów. Ten sam, który odgrażał się w Dolinie uśpionych elfów, że osobiście poćwiartuje ciało Lancetoriksa na kawałki. A teraz się spotkali w sercu Banhazi. Na wyciągnięcie ręki, na odległość miecza. Nie zważając na grożące mu niebezpieczeństwo Lancetoriks rzucił się na Smokodeusa. Ich miecze skrzyżowały się , lecz wybiegający z budynku żołnierze, utworzyli między nimi mur, którego Lancetoriks nie był w stanie przebić. Do studni, ryknął mu do ucha Wizzoteriks., spieprzajmy stąd, bo jest ich za dużo.!!!!!
Sytuacja była beznadziejna. Szybkie pojawienie się pościgu rozdzieliło walczących na dwie grupy. Wizzoteriks z rozpaczą zobaczył jak horda oryckich żołnierzy rzuca się na Iguanesse i Gosiatriks obezwładniając je i wiążąc. W przypływie wściekłości, jednym uderzeniem swojego miecza przeciął prawie na pół atakującego go orka i zaczął biec w kierunku studni. Za swoimi plecami czuł oddech Lancetoriksa. Nikt nie był w stanie powstrzymać ich w tym biegu, którego stawką było nie tylko ich życie. Każdy ,kto stanął na ich drodze, ginął szybciej niż zdążył pomyśleć o tym, że właśnie przeniósł się z krainy żywych do krainy cieni , w ogłupiałym zdziwieniu witając się z tymi , którzy już dawno umarli..
Ratunek był coraz bliżej. Wizzoteriks minął zmasakrowane ciało Sorayi, wskoczył na cembrowinę studni i obejrzał się za siebie. Dostrzegł biegnącego Lancetoriksa w odległości 10 kroków od studni. Jeszcze jeden żołnierz próbujący zagrodzić drogę biegnącemu tygrysowi osunął się na ziemię charkocząc i plując krwią. Skacz Wizzoteriksie doszedł do niego krzyk Lancetoriksa. Już miał skoczyć, gdy wielka świetlista kula uderzyła w jego przyjaciela. Lancetoriks osunął się bezwładnie na ziemię a zgraja żołdaków pokryła jego ciało. Po chwili nad Wzzoteriksem zamknęła się wodna toń.

Walka była skończona. Na ulicy walały się ciała zabitych i rannych, którzy jęczeli wijąc się z bólu i prosząc o szybka śmierć. Uliczne ścieki wypełnione były krwią. Smokodeus starał się ogarnąć sytuację. W walce stracił 15 żołnierzy i 4 uczniów Dzina. Wiedział, ze nie jest to wynik którego spodziewał się Wielki Mag . Zapalczywość i chęć mordu powoli ustępowały miejsca budzącemu się strachowi. Przyglądając się okaleczonemu ciału Sorayi wiedział, że zwiódł swojego Pana. W jego głowie, jak złowróżbny dźwięk dzwonu zabrzmiały słowa Wielkiego Maga: możesz ją zabić, lecz pamiętaj abyś nie pozwolił jej obciąć i zniszczyć włosów. Jeszcze dwie godziny temu, gdy na czele gwardzistów wyruszał po Sorayę, wydawało mu się, ze jago kariera rozwija się znakomicie i czeka Go wielka przyszłość jako człowieka do specjalnych zadań, któremu Wielki Dzinn będzie bezgranicznie ufał i powierzał najbardziej tajne misje. Teraz obawiał się najgorszego. Nie dość, że elfce udało się uciecz włosami czarodziejki, to gdyby nie nagłe pojawienie się Wielkiego Dzina również i Soraya uszła by z tej zasadzki. Smokodeus nie miał żadnych wątpliwości, że wszystkiemu winnym jest Lancetoriks. On jest przekleństwem mojego życia pomyślał.
Podszedł do skrępowanego Lancetoriksa i przystawił mu sztylet do gardła. Poczuł przeogromną chęć zatopienia jego ostrza w szyi tego niewolnika, lecz rozkaz y jakie otrzymał były jednoznaczne. Jeńców, należy odprowadzić do lochów wieży Wielkiego Maga., a tego rozkazu złamać przecież nie mógł. Z trudem hamując swoją wściekłość, wysyczał do ucha Lancetoriksa
-mówiłem Ci psie, że się jeszcze spotkamy i słowa dotrzymałem. Jutro przeklniesz dzień , w którym Cię matka porodziła.
Odpowiedziała mu cisza. Smokodeus jeszcze raz popatrzył wściekłym wzrokiem po pobojowisku. Przy skrępowanych Iguanessie i Gosiatriks dostrzegł Wittolina
-chyba jesteś zadowolony z dzisiejszych łowów? -spytał
-dwie suki złapaliśmy, ale temu parszywemu Wizzoteriksowi udało się uciec –rzekł do niego Wittolin- tak więc moja misja nie została, niestety, jeszcze zakończona.


Eva i Skia wpatrywały się hipnotycznie w toń wody, gotowe w każdej chwili rzucić się do niej, gdyby okazało się że tunel, którym tu przypłynęły wypluł kolejną swoją ofiarę. Były mokre, zziębnięte i poobijane. Eva cicho pochlipywała na wspomnienie Sorayi. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jej Pani nie żyje, że Dzinnowi udało się jednak ją pokonać. Na przemian opanowywała ją wielka rozpacz i żal po stracie Sorayi , by za chwilę przerodzić się w niepohamowaną chęć zemsty na Wielkim magu i wszystkich jego sługach.
Skia tępym wzrokiem wpatrywała się w toń wody. Z jej twarzy ,nawet baczny obserwator, nie potrafiłby wyczytać sensu myśli, które nią targały. W uszach wciąż słyszała przerażony okrzyk Sorayi trafionej świetlistą kulą a oczy wciąż spoglądały na zmasakrowaną twarz czarodziejki. Nie, nie powiedziała Evie, ze to ona pozbawiła Sorayę życia, zresztą nie było na to czasu. Ledwie napełniła swoje płuca ożywczym powietrzem, stanęła obok Evy nad brzegiem, modląc się do wszystkich bogów, aby z tej dziury wyłonili się jej przyjaciele.
Woda ponownie zakipiała, a nad powierzchnią ukazała się ręka. Eva i Skia momentalnie schwyciły ja i wyciągnęły z wody Wizzoteriksa.. Pozostawiając go na brzegu, półprzytomnego i krztuszącego się, powtórnie stanęły nad brzegiem, bacznie wypatrując następnej osoby. Wyglądały jak dwie wielkie modliszki czatujące na swoje ofiary.
-to już wszyscy –rzekł Wzizoteriks –już nikt więcej nie wypłynie z tego tunelu, chyba , że jakiś ork
-coo??? –z przerażeniem i niedowierzanie w głosie wykrzyknęły –a Iguanesa i Gosiatriks??
-pojmane –odparł Wizoteriks
-a Lancetoriks –spytała Skia
-nie żyje –odparł sucho Wizzoteriks- znikajmy stąd póki czas, bo inaczej i my nie doczekamy świtu
-jak to- spytała siebie sama Skia- bez Lancetoriksa???? I dokąd mamy iść???
-jak najdalej stąd –odparła Eva


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin