Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 16

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:32, 19 Wrz 2006    Temat postu: Rozdział 16

Rozdział 16. W lochach Banhazi

Dzinn nerwowo przechadzał się po komnacie. Do furii doprowadzały go meldunki powracających z pogoni za zbiegami patroli. Za każdym razem słyszał to samo. Nie znaleziono poszukiwanych. Najgroźniejszy rywal, ostatnia zapora zagradzająca mu drogę do akssamitnej magii i opanowania tego świata, wciąż jest poza zasięgiem jego władzy. Znikła, jak kamień w wodzie. Misternie przygotowany plan, powiódł się tylko połowicznie. Co prawda udało mu się wyeliminować najgroźniejszego rywala, Soraye, ale na wolności wciąż pozostawała strażniczka Safiry. Dzinn czuł podświadomie, ze każdym dniem jego przewaga nad nią będzie maleć i to doprowadzało go do szału. Sam nie rozumiał jak mogła wyjść z tej zasadzki i dlaczego ani jego ludzie, ani jego magia nie potrafią jej teraz odnaleźć. Co jest w tej elfce, kto ja ochrania, oto pytanie na które, jeżeli chciał zwyciężyć w tej walce musiał, znaleźć odpowiedź.
Dzinn chwycił mały srebrny dzwoneczek i nim przebrzmiał jego dźwięk, do sali wkroczył osobisty sekretarz Drumbases
-przyprowadź mi natychmiast Smokodeusa- rozkazał
Sługa bez słowa skłonił się nisko przed swoim panem i natychmiast opuścił salę. Po kilkunastu minutach wrócił z powrotem.
-Panie- rzekł- Smokodeus i Witolin czekają w przedsionku
-niech wejdą -rozkazał Dzinn.
Po chwili do komnaty weszli zapowiadani mężczyźni.
-Smokodeusie –spytał się Dzinn – czekam na relację . Czy masz jakieś informacje o naszych uciekinierach?
-Panie –trzęsącym się ze strachu głosem wydukał Smokodeus –wciąż depczemy im po piętach ,ale są od Nas szybsi. Udało mi się ustalić , że jedną z uciekinierek była służąca Sorayi, Eva. To ona była ich przewodniczka w labiryncie podziemnym. Udało mi się ustalić ,że ma ona kuzynkę, wiedźmę , mieszkającą dzień jazdy konnej od Banhazi. Udaliśmy się tam, ale niestety już nikogo nie było. Podejrzewam, że uciekinierzy podążają w kierunku ziemi elfów po to aby skontaktować się z księżniczka Kisoah.. Wydałem stosowne rozkazy i na całej przestrzeni imperium od Banhazi do doliny śmierci wzmocniono patrole na drogach
-a ludzie Zenobiusza
-wysłałem mu w twoim imieniu polecenie aby wysłał wszystkich swoich łowców no łowy do puszczy. Być może uda im się natknąć na uciekinierów.
-Drumbasesie a magowie –rzekł Dzinn zwracając się do swojego sekretarza.
-Panie –odrzekł Drumbases – wszyscy magowie zostali poinformowani kogo szukamy i są ze mną w stałej łączności. Kilkunastu przydzieliłem do hord Zenobiusza.
-Bardzo dobrze postąpiłeś Drumbasesie
Dzinn zamknął oczy i zamyślił się nad czymś, a po chwili spytał Smokodeusa
-Smokodeusie a co z naszymi jeńcami?
-Panie. dwie wilczyce są całe i zdrowe. Wittolin pragnął by uzyskać Twoją zgodę na wywiezienie ich do Zir. Natomiast ten ashancki pies, Lancetoriks, wciąż jest nieprzytomny, ale jeszcze żyje. Zgodnie z Twoim rozkazem , wzmocniłem straże i zamknąłem Go w najbardziej niedostępnych lochach wieży czarownika
-żyje powiadasz –jakby do siebie powiedział Dzinn –bardzo dziwne ...bardzo dziwne....żaden śmiertelnik nie jest w stanie przeżyć uderzenia świetlistej kuli, a i wielu magów tez by od niej zginęło . Muszę to sprawdzić. Możesz odejść Smokodeusie. Bądź gotów do drogi. Chyba czas, abyś powrócił do doliny śmierci
-rozkaz Panie.-rzekł Smokodeus
-Panie- wtrącił się do rozmowy milczący dotychczas Wittolin – a jaka jest Twoja decyzja w sprawie wilczyc?
-Witolinie możesz je zabrać , nie są mi potrzebne- odrzekł Dzinn, i ręką dal im znak , że posłuchanie uważa za zakończone. Mężczyźni pochylili się nisko i wyszli komnaty.
Po ich wyjściu Dzinn skierował się do ukrytych w ścianie drzwi. Zdjął z nich magiczne zaklęcie i wszedł do długiego ciemnego korytarza. Tuz za nim kroczył Drumbases. Koniec tego korytarza zamykały kolejne drzwi. Po ich otwarciu wyszli do dużej komnaty. Przeszli przez nią i znaleźli się w dużym, pięknym ogrodzie.
-wujku Dzinnie! Wujku Dzinnie! – z krzewów jaśminu rozległy się dziecinne głosy – wujku Dzinnie czy odnalazłeś naszą mamę!!!????
Za moment z gęstych, pokrytych białym kwieciem krzewów wyłoniły się dwie czarne , zmierzwione główki.
-witajcie dzieciaki –odrzekł dobrodusznie Dzinn – jeszcze nie odnalazłem, ale doniesiono mi ,że żyje. Wysłałem już tam swoje sługi, aby potwierdziły tę informacje i być może, po tak długich poszukiwaniach w końcu będę mógł Was oddać Waszej mamie. Podobnie jak Wy, też mam nadzieje , że tym razem wiadomość ta jest prawdziwa.
-hurraaaaaa!!!!! –rozległ się z krzaków radosny okrzyk i dwoje małych elfów podbiegło do maga- wujku jaki Ty jesteś kochany!!! Odnalazłeś naszą mamę!!!!!
Dzieciaki radośnie tuliły się do maga, który czule gładził ich po główkach
-spokojnie –mówił do nich miękko –spokojnie, bo przewrócicie mnie urwisy. Teraz musze już iść bo pilne sprawy mnie wzywają, a Wy bądźcie grzeczni, nie rozrabiajcie za bardzo, bo Drumbases mówił mi ostatnio, że...
-ależ Wujku Dzinnei będziemy grzeczni!!!! –zgodnym chórem wykrzyknęły dwa małe elfy.
Dzin jeszcze raz pogładził je po główkach i znikł za drzwiami. Życie kilku łowców niewolników , których rozkazał zabić aby upozorować uwolnienie tych młodych elfów i zdobycie ich zaufania było raczej niewielką ceną w porównaniu do korzyści jakie uzyska z tego faktu. W jego głowie, powoli zaczął krystalizować się plan , którego celem miało być zniszczenie ostatniej bramy, wiodącej do panowania nad tym światem- Skii
Z pokoju dziecinnego Dzinn skierował się wprost do kazamatów. Przy celi w której znajdowali się jeńcy oczekiwał na niego Smokodeus wraz z klucznikiem.
-otwieraj –rozkazał Dzinn.
Zgrzyt klucza w zardzewiałym zamku wywoła u Dzinna nieprzyjemny dreszcz. Po chwili uderzyła w niego fala powietrza przesiąkniętego zapachem brudu, fekaliów, zgniłej słomy i rozkładających się ciał. Przez moment zawahał się, czy przejść przez te drzwi, lecz potrzeba spotkania się oko w oko z tym nieznanym mu dotychczas wojownikiem przemogła uczucie odrazy i obrzydzenia, jakie nim zawładnęło Jego wzrok szybko przyzwyczajał się do panującego tu mroku. Dzinn dostrzegł dwie postacie przykute mocnymi łańcuchami do ściany, które na widok otwieranych drzwi wstały z barłogu. Były to Iguanessa i Gosiatriks. W ich oczach wyczytał strach przed nieznaną przyszłością i gorejąca wściekłość z rzeczywistości w jakiej się znalazły. Natomiast nie dostrzegł w nich nawet najmniejszej oznaki apatii..
W drugim końcu lochu Dzinn dostrzegł jeszcze jedną postać, która podobnie jak wilczyce przykuta była grubymi łańcuchami do ściany. To był Lancetoriks. Jego bezwładne ciało, leżało w barłogu ze zbutwiałej słomy bez czucia tak, iż wydawało się że nie żyje i dopiero dłuższa obserwacja pozwalała dostrzec unosząca się pierś w płytkim i przerywanym oddechu. Dzinn podszedł bliżej, aby się przyjrzeć tej postaci.
-hmm , chyba znalazłem właściwe ciało dla siebie –pomyślał Dzinn widząc muskularne ciało wojownika i natychmiast zapragnął wniknąć w duszę jeńca
Bardzo szybko przełamał bariery ochronne Lancetoriksa. Ta nikła obrona jaką stawił mu wojownik, zdumiała Dzinna. Nie spodziewał się żadnego oporu, tym bardziej, że po uderzeniu świetlistą kulą , magiczny jad powinien już dawno je zniszczyć .Przeniknąwszy jego świadomość i podświadomość znalazł się w końcu w tym miejscu, do którego zmierzał. W świecie duchowym Lancetoriksa. To co ujrzał przeszło jego najbardziej śmiałe przewidywania. Ujrzał wokół błękitną połyskująca poświatę przez którą przenikała cudowna tęcza. Dzinn już wiedział, że znalazł to, czego od pewnego czasu poszukiwał. W tym ciele zamieszka jego dusza i to właśnie ciało poprowadzi hordy drazguli przez wrota czasoprzestrzeni i opanuje pozostałe światy. Jeszcze raz rozejrzał się wokół siebie. W oddali zauważył niewielki ognik. To była dusza Lancetoriksa. Choć jeszcze nie zamierzał jej pożerać, wiedziony ciekawością skierował się w tę stronę. Ognik wyczuwając niebezpieczeństwo nagle, zakołysał się, w panice oddalając się ku horyzontowi. Dzinn uśmiechnął się rozbawiony tańczącym ognikiem.
-nie bój się duszyczko – powiedział sam do siebie- twój czas jeszcze nie nastąpił
Już miał opuścić wnętrze Lancetoriksa, gdy jego uwagę przykuł mały punkcik, który z każdą chwilą gwałtownie się powiększał. Wiedziony ciekawością zatrzymał się na chwilę i zaczął się weń intensywnie wpatrywać. Nagle zbladł, a jego duszę powoli zaczął opanowywać demon przerażenia. Mały punkcik powoli przybierał postać potężnego tygrysa. Biegł ku niemu szczerząc swoje białe, ostre jak brzytwa kły, potężne pazury krzesały iskry przy każdym skoku. Niesamowite, pulsujące zielonym światłem oczy wbijały się w niego z nienawiścią. Strażnik duszy!!!! Zawyła przerażona dusza maga. Dzinn skamieniał. Nie mógł zrobić żadnego sensownego ruchu..
Tygrys potężniał z każda chwilą. Już wyraźnie było widać połyskującą sierść i mięśnie prężące się do ostatniego skoku. .Dzinn wytężył całą swoja moc, aby go powstrzymać, lecz o dziwo jego magia tu nie działała, a jeżeli nawet działała to była zbyt słaba aby powstrzymać, jego szarżę. Diznn chciał opuścić wnętrze Lancetoriksa, lecz niewidzialna siła sparaliżowała wszystkie jego moce. Jeszcze moment i strażnik duszy rzuci się na niego i pożre jego duszę, jeszcze moment a marzenia o zapanowaniu nad światem pękną jak mydlana bańka. Przez małą chwilę słabości, przez niepohamowana, niegodną przyszłego władcy wszechświata ciekawość. Dzinn wytężył całą swoją moc magiczną. Potężny tygrys w ostatnim skoku szybował ku niemu, gdy niewidzialna siła krępująca go, nagle znikła i Dzinn w panice powrócił do swojego ciała.
Blady, trzęsący się ze strachu, zlany potem rozejrzał się wokół siebie chcąc dostrzec czy ktoś z obecnych zauważył jego przerażenie. W oddali Smokodeus rozmawiał ze strażnikami , Wittolin sprawdzał czy kajdany skuwające Iguianesse i Gosiatriks są sprawne. Dzinn odetchnął z ulgą. Szybko odwrócił się i skierował ku wyjściu. Nagle do jego uszu dobiegł potężny głos
-Dzinnie!!!! Dzinnie!!!!
Wielki Mag rozjrzał się wokół. O dziwo, wszyscy zachowywali się jakby nie słyszeli tego głosu
-Dzinnie!!! –powtórnie zabrzmiał głos –Dzinnie oddaj mi mój totem!!!
Dzinn odwrócił się w kierunku Lancetoriksa. Jego oczy gorzały zielonym blaskiem. Jego oczy???? Nie, to były oczy tygrysa, strażnika duszy!!!!

Przez wiele dni Wielki Mag Imperium, siedząc w zaciszu swojego gabinetu nie mógł dojść do siebie. Wciąż czuł strach , jaki go opanował, na widok zbliżającego się tygrysa, demona powołanego przez magię smoków i elfów tylko po to, aby zabijać jego pobratymców- drazguli. Po raz pierwszy w swoim życiu poczuł taki strach Po raz pierwszy w swoim życiu poczuł lęk przed siłą, której nie był w stanie się przeciwstawić ani zwyciężyć . Teraz już wiedział, ze będzie musiał zmierzyć się nie tylko ze Skią ale z przeciwnikiem stokroć straszniejszym i tysiąckroć bardziej bezwzględnym. Myśl ta, z jednej strony przerażała go, a z drugiej strony pociągała z przerażajaca nawet samego Dzinna siłą.. Natchniony tą myślą , zdjął z półki jedna ze swoich magicznych ksiąg i zaczął czytać:
„..straznicy dusz powołani zostali przez magię smoków i magie starej rasy. To one głównie przyczyniły się do uwięxienia ludu drazguli w otchłani międzyczasowej. Przybierają zazwyczaj postać tygrysa lub wilka. W ostatniej wielkiej bitwie , jaką nasz lud stoczył z przedstawicielami starej rasy i smokami walnie przyczyniły się do klęski drazguli, płacąc ogromną cenę za to zwycięstwo. Prawie całkowitym wyniszczeniem. Aby pokonać straznika należy......”
Twarz Dzinna rozpromieniła się usmiechem a wcześniejszy strach znikł jak kamfora.

-Przed nami Banhazi- rzekła Akssa przyglądając się panoramie miasta
-dawno Nas tu nie było –wycedził przez żeby Wizzoteriks –myślę , że tym razem nie będzie takiego komitetu powitalnego jak ostatnim razem
-tu się zatrzymamy i poczekamy do wieczora –rzekła Akssa –gdy się ściemni razem z Eva wejdę do miasta i postaram się dowiedziec czegoś o Lancetoriksie
-idziemy z Tobą –prawie jednoczesnie krzyknęli Skia i Wizzoteriks
-nic z tego –odparła Akssa –zbyt będziemy się rzucali w oczy. A poza tym każdy mag zna wasze rysopisy . we dwie damy sobie znakomicie rade. Wy czekajcie tutaj na nasz powrót
Grupa wojowników ponownie skryła się gąszczu banhazkiej puszczy.

Metaliczny brzęk kajdanów na moment uświadomił Lancetoriksowi, gdzie się znajduje. W oddali słyszał rozwścieczone głosy Iguanessy i Gosiatrik wyrzucające stek wyzwisk pod adresem niewidocznych napastników. Po chwili wszystko ucichło. Lancetoriks czuł wyraźnie, że magiczny jad świetlistej kuli coraz bardziej przenika jego ciało, opanowując duszę i umysl Mimo, ze walczył jak mógł z tym czarem nie mógł go powstrzymać. Znów zaczął tracić przytomność.. Słyszał głosy swoich towarzyszy ginących na polu pod skałą ryczącego diabła, na polach doliny śmierci. Słyszał spokojny głos Niukotosa, nakazujący mu powtarzać wciąż i wciąż zadane ćwiczenia. Przez moment poczuł gorące pocałunki Kobi i ciepło jej ciała.

-oto Twoja droga chłopcze –rzekł stary wojownik – do tej jaskini wejdziesz jako chłopiec a wyjdziesz z niej jako mężczyzna
-jeżeli z niej wyjdę Mistrzu –odparł młodzieniec
-zaufaj swojej mocy –odrzekł stary wojownik –zaufaj duchom tych co przed Tobą do niej weszli. Idź!!!!
Młody wojownik poprawił miecz powieszony na plecach i zniknął w jaskini. Nie przeszedł pięciu kroków, gdy nagle grunt osunął się mu pod nogami i spadł do ciemnej komory. Wokół panowały nieprzeniknione ciemności. Teraz zdany był tylko na siebie a przed nim była tylko jedna droga, z której już nie mógł zboczyć. Powoli wzrok zaczął się przyzwyczajać do ciemności. Wszystkie nerwy napięte miał do granic wytrzymałości. Ruszył korytarzem .bardzo powoli, sprawdzając przed sobą każdą piędź ziemi.
Nagle usłyszał świst. Błyskawicznie obrócił się, wyjął z pochwy swój miecz i o jego ostrze uderzyło ostrze włóczni, która ktoś cisnął w niego. Teraz zrozumiał. Z tej jaskini wychodzą tylko żywi. O dziwo nie poczuł strachu, lecz jeszcze większą determinację aby walczyć , walczyć walczyć. Krok po kroku szedł korytarzem. Jego wzrok zdawał się przenikać panujące tu ciemności. Już dostrzegał zarysy i kontury ścian, splątane korzenie wiekowych limb porastających wzgórze a nawet wiszące u góry nietoperze. Do jego uszu doleciał dziwny dźwięk jakby rój os wylatywał z ula. Za chwilę o wokół niego uderzyło setki małych strzał. Na ten odgłos natychmiast padł na ziemi i turlając się po ziemi starał się uciec jak najszybciej i najdalej od tego miejsca. Niestety, nie dość szybko, gdyż kilka ze strzał tkwiło w jego nodze. Wojownik wstał, lecz nie uszedł kilku kroków, gdy z powały jaskini zaczęły sypać się na niego kamienie. Nie zważając na ból, jaki zadawał mu każdy krok, nie zważając na kolejne niespodzianki czyhające na niego, biegł przed siebie. Nagle wiedziony nieznanym mu dotychczas instynktem zatrzymał się. W tej samej chwili tor jego marszu przecięło uderzenie topora bojowego, wypełniając odgłosem całą przestrzeń korytarza. Na ciele wojownika pojawiły się kropelki potu mieszając się ze strużkami krwi wypływającymi z ran po ostrych kamieniach i tkwiących w jego ciele strzałach. W oddali zobaczył światło. Był już prawie u kresu swojej drogi. Powłócząc nogami powoli zmierzał w kierunku światła, wciąż gotowy odeprzeć każdy atak.. Gdy był już prawie u wylotu jaskini poczuł piekący ból . To niewidzialna ręka zadał mu cios sztyletem. Błyskawiczny piruet , krok w bok i cios mieczem. Znów piruet, zasłona i kolejne pchnięcie. Jeszcze krok, jeszcze jeden mały kroczek i był na powierzchni.
-stałeś się wojownikiem Lancetoriksie –odparł stary wojownik
-dzięki Tobie mistrzu Niukotosie –odrzekł młody wojownik padając zemdlony na ziemię.

Lancetoriks zlany potem poruszył się na swoim legowisku. Wydawało mu się, że jego ciało składa się tylko i wyłącznie z bólu. Na moment zemdlał. Po chwili, gdy świadomość powróciła, usłyszał w oddali jakby odgłosy walki, metaliczny brzęk miecza uderzającego o miecz, rzężenie zabijanych, łoskot padających ciał. Lancetoriks chciał się poruszyć , lecz tępy ból znów pozbawił go świadomości
-żyje, żyje –krzyknłą Wizzoteriks –szybko tu do mnie!!!!
-Wizzoteriksie to Ty??? –słabym głosem zapytał Lancetoriks
Za chwilę przy nim znalazła się Akssa i Skia, Akksa pochyliła się i wypowiedziała kilka zaklęć, po których Lancetoriks bez czucia opadł na barłóg
-umarł???!!! –z niedowierzaniem zapytał Wizzoteriks
-nie, uśpiłam Go, aby tak nie cierpiał i dałem osłonę przeciw jadowi –odparła Akssa –nie mamy czasu aby tu się nim dokładniej zając. Im szybciej opuścimy Banhazi tym lepiej. W każdej chwili Dzinn może wrócić z Uzur-Ha gdzie wróży Imperatorowi .
Wizzoteriks rozejrzał się wokół jakby szukając jeszcze kogoś. W korytarzu zauważył jedynego żyjącego strażnika, pilnowanego przez dwóch elfów. Podszedł do niego i przystawiając mu sztylet do gardła spytał
-gdzie więzicie dwie wojowniczki -wysyczał
-Ppppanie –wyszeptał przerażony strażnik – dwa dni temu zostały zabrane stąd. Podobno zabrali je do Zir
Były to ostatnie słowa jakie wymówił
-Wizzoteriksie!!! –krzyknęła wzburzona Akssa –dość na dziś zabijania. Zabieramy Lancetoriksa i uciekamy stąd.

Wiadomość o uwolnieniu Lancetoriksa po raz kolejny doprowadziła Dzinna do skrajnej wściekłości. Dając upust swojej furii uśmiercił posłańca i dwóch magów odpowiedzialnych za tę ucieczkę. Nawet jego ulubione wino wydawało mu się wyjątkowo cierpkie. Tyle starań i planów a rezultat jest taki, ze jego najwięksi wrogowie wciąż żyją i są na wolności. W pełni zrozumiał, że w tej walce, aby zwyciężyć, musi być bardziej bezwzględny i okrutny niż kiedykolwiek był, że ufny w swoją moc i siłę zbyt zlekceważył swoich przeciwników.
Rozmyślania przerwał jego sekretarz
-Panie –rzekł wyraźnie przestraszony Drumbases –on już jest
Dzinn bez słowa skierował się ku schodom wiodącym do lochu. Za nim szedł Drumbases oświetlając drogę pochodnią. Po chwili weszli do ciemnej niszy. W jej najciemniejszym miejscu stał dziwny stwór. Na pół człowiek, na pół niedźwiedź. Wysoki na prawie 2 metry. Potężne ramiona i nogi , pokryte gęstym brunatnym włosiem , ozdobione były długimi i ostrymi pazurami. Z wydłużonego pyska wystawały białe kły. Na widok maga stwór potulnie położył swoje spiczaste uszy i cały się skulił
-masz wąchaj –rozkazał Dzinn podając mu wiązkę słomy na której leżał Lancetoriks – odnajdziesz tego człowieka i ludzi , którzy z nim są i przyniesiesz mi ich głowy. Jeżeli to uczynisz daruję Ci życie i pozwolę bezkarnie łowić na ziemi elfów. Jeżeli zawiedziesz, zginiesz w męczarniach.
Stwór skwapliwie obwąchał podany mu wiecheć słomy. Jego dotychczas potulne oczy, roziskrzyły się rządzą mordu a uniesione wargi obnażyły dwa rzędy ostrych jak brzytwa zębów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin