Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 17

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:16, 22 Paź 2006    Temat postu: Rozdział 17

Rozdział 17 Nieoczekiwany gość


Wizzoteriks powoli przemierzał stary bór. Szedł cicho, bacznie rozglądając się wokół. Czuł się zdecydowanie lepiej niż jeszcze dwa tygodnie temu. Wyraźna poprawa zdrowia Lancetoriksa oraz dotarcie do ziem kontrolowanych przez elfów dały mu tak bardzo potrzebne poczucie bezpieczeństwa. Od czasu opuszczenia Banhazi, żył w ciągłym napięciu, jakie zawsze towarzyszy zaszczutemu i ściganemu przez nagonkę zwierzęciu. Teraz, gdy znaleźli się na ziemi elfów, napięcie i poczucie wielkiej niepewności opuściło go. Akssa, która była niekwestionowanym dowódca ich grupy, zarządziła kilkudniowy odpoczynek. Do kryjówki Kisoah mieli nie więcej niż dwa, trzy dni marszu, lecz ze względu na stan zdrowia Lancetoriksa i konieczność przeprowadzenia kolejnych magicznych kuracji, nieodzowna była przerwa w ich podróży. Wykorzystując to Wizzoteriks za zgodą wróżki, udał się na polowanie.
Teraz bacznie przyglądał się śladom rosłego jelenia, którego tropił od świtu. Wprawne oko tropiciela odkryło to, że natrafił na ścieżkę często odwiedzaną przez różne zwierzęta. Wszystkie ślady zmierzały w jednym kierunku. Pewnie ścieżka prowadzi to wodopoju, pomyślał Wizzoteriks kierując się w tamtą stronę. Gdy jego nozdrza poczuły charakterystyczna woń wody, usłyszał głośny plusk. Na rybę to mi raczej nie wygląda, rzekł sam do siebie nakładając strzałę na cięciwę. Powoli, bardzo ostrożnie, kryjąc się w gęstwinie krzaków dotarł do leśnego jeziora. Bacznie zlustrował lustro wody i gdy dostrzegł sprawcę tego plusku, jego twarz okrył radosny uśmiech. W jeziorze kąpała się młoda kobieta. Na brzegu Wizzoteriks zauważył leżące ubranie. Nie zastanawiał się długo. Szybko dobiegł do brzegu i schwycił tunikę. Następnie, równie szybko ukrył się w okolicznych krzakach. Cierpliwie , jak wilk czyhający na swoją ofiarę, czekał ma dalszy rozwój wypadków. Jego cierpliwość została w końcu nagrodzona. Młoda kobieta po chwili wyszła na brzeg. Była naga. Wizzoteriks z lubością przyglądał się jej kształtnym i pełnym piersią, muskularnym udom i krągłym biodrom. Nieznajoma nerwowo rozglądała się wokół jakby czegoś szukając. Na widok jej zdziwionej twarzy Wizzoteriks uśmiechnął się szelmowsko, a następnie wynurzył się ze swojej kryjówki.
- Czyżby Pani coś zgubiła??? Chętnie pomogę – rzekł do niej.
Na dźwięk jego głosu, kobieta z krzykiem skoczyła do jeziora niknąc w jej toni. Po chwili, bardzo ostrożnie wynurzyła się, bacznie wpatrując się w Wizzoteriksa.
- Proszę się mnie nie obawiać – rzekł wesoło Wizzoteriks – nie jestem żadnym zbójem czyhającym w głębokim lesie na cześć młodych kobiet.
- Czyżby???!! – odrzekła kobieta - ale zapewne jesteś złodziejem kradnącym cudze rzeczy lub zboczonym podglądaczem, podniecającym się na widok nagich kobiet.
- Mylisz się, droga pani – spokojnie odparł Wizzoteriks – jestem strażnikiem tutejszego jeziora. A Pani tuniki nie ukradłem, lecz zabezpieczyłem ją przed kradzieżą. Jeszcze jakiś dziki zwierz mógłby ją ukraść i byłby kłopot.
- Jedynym dzikim zwierzęciem – odparła kobieta – jakie tu widzę jest Pan, Panie strażniku jeziora.
- Proszę mi wierzyć – rzekł Wizzoteriks – że tylko poczucie obowiązku mnie tu przygnało.
- Dobrze, dobrze – odparła kobieta - czy mógłby Pan oddać mi moją suknię?
- Oczywiście, przecież nie zatrzymam jej dla siebie – odparł Wizzoteriks.
-Więc proszę mi ja oddać – powiedziała kobieta.
- Proszę ją sobie wziąć - rzekł Wizzoteriks wyciągając rękę, w której trzymał tunikę.
- Proszę ją położyć na ziemię, odwrócić się i zamknąć oczy - rzekła kobieta.
- To jest niemożliwe – zaprotestował Wizzoteriks – wówczas nie mógłbym strzec ani Pani, ani jej tuniki.
- Ale ja jestem naga!!!!! –wykrzyknęła kobieta.
- Mnie to nie przeszkadza - spokojnie odparł Wizzoteriks – obowiązek przede wszystkim. Muszę, jako strażnik tego jeziora, na wszystko mieć oko, a przyzna Pani, że gdybym się odwrócił lub zamknął oczy, to wówczas mógłbym coś przeoczyć. I jeszcze pragnę Panią zapewnić, że nie będę się na Panią patrzeć jak zboczony podglądacz, lecz jako strażnik tego jeziora.
Tego już było dla nieznajomej za dużo. Kobieta, jak gdyby nigdy nic, wyszła z wody i zdecydowanym krokiem skierowała się w kierunku Wizzoteriksa. Gdy była kilka kroków od niego, Wizzoteriks szybko schował tunikę za siebie i rzekł do niej:
- Hmm – rzekł wpatrując się w nią jak zahipnotyzowany - ale zapomniałem jeszcze o zapłacie za opiekę nad Pani suknią??
- Cooo!!!! – krzyknęła wyraźnie rozwścieczona nowym żądaniem nieznajomego kobieta - o zapłacie???!!!! A co to ma być za zapłata???!!!
- Powiedzmy jeden całus, sikoreczko –rzekł Wizzoteriks puszczając do niej oko - jeden niewinny całus.
- Niech tak będzie!!!! – odparła nieznajoma.
Nagle opuściła ręce, którymi starała się ukryć przed wzrokiem Wizzoteriksa swoją nagość, wyprężając przed nim dumnie swoje ciało i tylko jej oczy, ciskały w jego kierunku błyskawice gniewu. Na ten widok Wizzoteriksowi zaparło dech w piersi. Przez chwilę oddał się rozkosznym marzeniom. Do rzeczywistości przywrócił go ból w łydce i potężny cios w szczękę, po którym upadł na ziemie. Wściekły, że dał się tak głupio podejść dzierlatce, szybko podniósł się na nogi.
- Kąsasz, sikoreczko??!! – wycedził przez zaciśnięte zęby i rzucił się na swoja ofiarę.
Lecz i tym razem nie docenił przeciwnika. Kobieta szybko cofnęła się kilka kroków i wprawnym ruchem, wykorzystując jego atak, przerzuciła go nad sobą. Z głośnym pluskiem Wizzoteriks wpadł do wody, niknąc w jej czeluściach. Na krótką chwilę, stracił świadomość tego gdzie jest i co się stało. Wściekły jak szerszeń, niczym wodny potwór porośnięty wodną roślinnością, wynurzył się z wody. Otrząsnowszy się jak pies, prychając i kaszląc, starał się wypatrzeć, zalanymi przez wodę oczyma, swojego przeciwnika. Ujrzał ją na brzegu jeziora. Ubrana w białą tunikę, ze znudzeniem przyglądającą się klindze swojego miecza.
- Wojowniczka??!!! – ryknął Wizzoteriks.
- Wojowniczka –spokojnie odpowiedziała kobieta.
- Ha! Świetnie!!! – krzyknął Wizzoteriks - lubię wojowniczki!!!!
Wizzoteriks zdecydowanym krokiem wyszedł na brzeg i wyjął swój miecz.
- Nie chciałaś dać całusa po dobroci – wściekły rzekł do niej – to wezmę go siłą.
Natarli na siebie jak dwa wściekłe byki, lecz tak szybko jak ku sobie skoczyli, tak szybko odskoczyli. Każde z nich zrozumiało, ze ma przed sobą znakomitego szermierza.
- Niezła jesteś – rzekł Wizzoteriks.
- Wiem – odrzekła kobieta mrugając do Wizzoteriksa swoimi chabrowymi oczyma – mój mężczyzna zawsze mi powtarza, że jestem piękna.
- Nie chodzi mi o twoją urodę, lecz o to, że dobrze władasz mieczem –odrzekł Wizzoteriks gotując się do kolejnego ataku.
Walczący bacznie przyglądali się sobie, krążąc w kółko. Ich miecze po każdym kroku zmieniały swoje położenie, każdy krok był wyważony, powolny, każdy mięsień napięty był do granic możliwości i gotowy na natychmiastową akcję. Nagle ich oczy się spotkały. Już mieli ponownie skrzyżować swoje miecze, by zadać śmiertelny cios, gdy nagle z furkotem między nimi wbił się miecz i usłyszeli wściekły głos:
- Wizzoteriks!!! Akpih!!!! Co wy do cholery robicie!!! Opuśćcie broń!!!!
To był głos Akssy.
- Cholera czy was nie można na chwilę zostawić samych, abyście się nawzajem nie pozabijali??!!! Co to ma znaczyć!! Czekam na wyjaśnienia.!!!!
Wizzoteriks nisko pochylił swoją głowę, bąkając coś pod nosem, natomiast Akpih, w oczach której wciąż błyskały iskierki gniewu, szczegółowo opowiadała Akssie historię całego zajścia.
- Naprawdę Wizzoteriksie – rzekł dławiąc się ze śmiechu Lancetoriks – molestowałeś tę słabą i bezbronną kobietę???!!!
Wizzzoteriks, gdyby mógł zapadł by się pod ziemię ze wstydu. Nie odpowiadając na zaczepki Lancetoriksa, ani nie reagując na kierowane ku niemu, zalotne spojrzenia Akpih, oddalił się w kierunku obozowiska.
- A co ty tu robisz??? Wszak jako strażniczka, nie powinnaś opuszczać Królowej - spytała Akssa.
- Kisoah wysłała mnie do Was, gdyż niepokoiła się nazbyt długą Waszą nieobecności, ale dzięki Bogom, wszystko jest w porządku. Witaj Lancetoriksie, cieszę się, że widzę Cię w dobrym zdrowiu – rzekła do niego Akpih.
- I ja się cieszę, Akpih, że mogę Cię poznać. Niech mnie kule wezmą, jednak z Wizzoteriksa to niezły desperat. Rzucać się strażniczkę Królowej Kisoah!!!
- Mam nadzieję – rzekła głośno Akssa, tak aby usłyszał ją Wizzoteriks - że to zajście pozostanie nasza tajemnicą. A teraz wracajmy do obozowiska.

Pojawienie się w obozie jasnowłosej Akpih, wywołało dużą radość wśród elfów. Z ich zachowania widać było wyraźnie, że cieszy się ona wielkim poważaniem i szacunkiem. Skia na widok niespodziewanego gościa, z radością rzuciła się w jej ramiona.
- Witaj botulinko - rzekła do niej z wyraźnym wzruszeniem w głosie - wiele o tobie słyszałam.
- Ja o tobie też Skio –odparła Akpih.
- Kolacja gotowa!!! - krzyknęła Sejtana- nie wiem jak wy, ale ja jestem potwornie głodna.
Nikogo nie trzeba było specjalnie zapraszać.
- Jednak Wizzoteriks to jest myśliwy nad myśliwymi – zagaił rozmowę Lancetoriks – miał upolować jelenia, a ustrzelił piękną łanię.
- Czy mógłbyś zmienić temat – burknął Wizzoteriks.
- Oj ,Wizzoteriksie – wtrąciła się do rozmowy Sejtana – co fakt, to fakt i Lancetoriks ma rację. Gdyby nie to, że mnie udało się ustrzelić kilka zajęcy, to pewnie teraz, jedlibyśmy surowe grzyby, i sama nie wiem czemu się tak obruszasz.
- Wcale się nie obruszam – odparł Wizzoteriks – jestem wściekły, że ten rogacz, którego tropiłem kilka godzin uciekł mi.
- Ależ Wizzoteriskie – rzekła Eva - to zdarza się nawet najlepszym.
- Masz rację, Evo – rzekł Lancetoriks wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Akssą i Akpih – to zdarza się nawet najlepszym.
Po zaspokojeniu pierwszego głodu, Lancetoriks zwrócił się do Wizzoteriksa:
- Słuchaj, nie mieliśmy wcześniej czasu, aby o tym pogadać. Opowiedz jak udało się wam wydobyć mnie z tych lochów? Przecież to jest taka twierdza, ze nawet niewielki oddział mógłby się tam z powodzeniem bronić przed całą armią Ashantii.
- To zasługa Akssy - odpowiedział Wizzoteriks.
- Opowiadaj – ponaglał Lancetoriks.
- Po ponownym przybyciu do Banhazi – rozpoczął swoją opowieść Wizzoteriks - przez wiele dni ukrywaliśmy się w okolicznych lasach. W tym czasie Akssa i Eva udały się do miasta, aby zebrać informacje o tobie i miejscu gdzie cię przetrzymują.
- I nie było to wcale łatwe zadanie - wtrąciła się do rozmowy Eva - w mieście, aż roiło się od różnego typu donosicieli i uczniów Dzinna. Z uwagi na to, że Dzinn wciąż przebywał w mieście, Akssa nie mogła używać swojej magii, w obawie przed naszym wykryciem. Na szczęście, w mieście wciąż mieszkają ludzie oddani mojej Pani, Sorayi. Od nich dowiedzieliśmy się o uwięzieniu całej grupy Panicusa i o jego śmierci. Od nich tez dowiedzieliśmy się o miejscu twojego uwięzienia.
- Dranie zabili Panicusa??? – rzekł smutno Lancetoriks.
- Zamęczyli go na torturach - wycedził przez zęby Wizzoteriks.
- ...więc gdy już ustaliliśmy gdzie jesteś przetrzymywany, Lancetoriksie –kontynuowała Eva - postanowiłyśmy z Akssą zrobić wszystko, aby dostać się do wieży. Tu pomogła nam Sejtana, która kiedyś, jako małe dziecko pracowała w tej wieży i znała sekretne przejście tam prowadzące. Ale łatwiej było wejść do wieży niż dostać się do miejsca gdzie ciebie trzymano. Ten kwartał, w którym byłeś więziony, oprócz ochrony składającej się z oryckich strażników, chroniony był również magią i każda próba zdjęcia magicznych zapór, mogła by się zakończyć tym, że sami wpadlibyśmy w pułapkę Dzinna. Akssa bardzo długo przebywała w wieży, obserwując kto ma prawo przychodzić do ciebie i kiedy zapory są zdejmowane.
- No tak, ale w końcu udało się wam ominąć i te zabezpieczenia –rzekł Lancetoriks.
- Tak - powiedziała Eva - Akssie udało się ustalić , że tylko dwóch magów ma prawo przechodzić przez te zapory i za każdym razem gdy przez nie przechodzili zostawiali w nich swoją energię magiczną. To właśnie wykorzystała Akssa. Ich energię do zdjęcia zapór, tak aby Dzinn nie zorientował się ze robi to ktoś niepożądany oraz iluzję.
- Iluzję???!!! – zdziwił się Lancetoriks – a co to takiego jest??????
- Pozwól, że ci wytłumaczę – odezwał się Wizzoteriks – popatrz się na moja rękę i powiedz co trzymam w dłoni.
- Jabłko- odrzekł Lancetoriks.
- No właśnie - rzekł Wizzoteriks - iluzja polega na tym, ze ja trzymam gruszkę a ty widzisz jabłko. Tak też było i wówczas, gdy weszliśmy do wieży. Strażnicy widzieli uczniów Dzinna i żołnierzy oryckich a to byliśmy my.
- Acha – z uznaniem powiedział Lancetoriks - teraz rozumiem.
- Ale po kolei – rzekł Wizzoteriks – gdy mieliśmy już rozpracowany plan zabezpieczeń i gdy wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać, gdy znajdziemy się w wieży, należało tylko czekać na właściwy moment. W końcu i on nadszedł. Dzinn został wezwany do kwatery głównej armii oryckiej w Uruk-ha, aby przepowiedzieć przyszłość, a Smokodeus, który praktycznie nie wychodził z wieży wyjechał z Banhazi. Tajemnym przejściem weszliśmy tam i czekaliśmy cierpliwie aby magowie, jak każdego dnia, przyszli do ciebie. Wówczas, Akssa wykorzystując ich energie dokonała cudu. Żebyś widział miny tych magów i otaczającej ich straży, gdy nagle zobaczyli siebie samych . Ale nie pozwoliliśmy im się długo dziwić. Aksa szybko obezwładniła magów a i my nie mieliśmy większych problemów z wybiciem strażników. Ta samą drogą opuściliśmy wieże.
- A Iguanessa i Gosiatriks?? – spytał Lancetoriks – czyżby były uwięzione gdzieś indziej??? Wydawało mi się, że znajdują się w tej samej celi co i ja.
- Niestety – rzekł smutno Wizzoteriks – one wcześniej zostały odesłane do Zir. Ale tak długo, jak ja pozostaję na wolności, tak długo one pozostaną przy życiu. A przynajmniej mam taka nadzieję. Dalej już wiesz. Przez wiele dni wędrowaliśmy przez najdziksze ostępy leśne, tropieni przez wszystkich magów tej ziemi, a nasz marsz opóźniał twój stan zdrowie, gdyż Akssa musiała używać swojej magii, aby wyssać z Ciebie truciznę Dzinna. A to zawsze było dla niego sygnałem, gdzie jesteśmy. Więc każdorazowo po takiej kuracji musieliśmy gnać na złamanie karku, aby ujść przed zbliżająca się pogonią. Na cale szczęście te kuracje trwały na tyle krótko, że Dzinn wykorzystując swoją moc nie mógł nagle się pojawić wśród nas.
- Tak jak wtedy, gdy zabił Sorayę –rzekł Lancetoriks.
- Tak –powiedziała Eva.
Na chwilę zapanowała cisza. Wszyscy przypomnieli sobie tragiczne wydarzenia owej pamiętnej nocy. Eva i Skia poczuły jak łzy napływają im do oczu, a podświadomość Lancetoriksa ukazała mu Smokodeusa wyłaniającego się z kamienicy i zagradzającego mu drogę ucieczki. Milczenie przerwała Akssa:
- Czas spać – powiedziała – jutro skoro świt ruszamy.
- Sprawdzę jeszcze posterunki, Aksso – rzekł Wizzoteriks podnosząc się sprzed ogniska.
Lancetoriks wciąż zagłębiony był w swoich myślach. Ponownie przeżywał śmierć Sorayi, szaleńczy bieg do studni i cios zadany mu świetlistą kulą przez Dzinna, swój pobyt w więzieniu. Wiedział, że Dzinn próbował opanować jego ciało i wiedział, ze to mu się nie udało. Wiedział, że kluczem do zwycięstwa nad tym okrutnym czarownikiem jest totem jego klanu, który znajdował się w rękach Dzinna i to, że musi zrobić wszystko, aby go odzyskać. I coraz bardziej wyraźnym dla niego było to, że ci ludzie z którymi przez przypadek, albo z woli Bogów się związał, są jedynymi osobami mogącymi pokrzyżować plany Wielkiego Maga, plany zapanowania nad tym światem.
Nagle jego talizman, otrzymany od Kobi, zaczął drgać jak szalony. Zdziwiony Lancetoriks rozejrzał się wokół. Mimo, iż była późna noc, on widział wszystko jak w biały dzień. Na skraju lasu otaczającego polanę, na której biwakowali ujrzał tajemnicze postacie. Szybko podniósł się z miejsca i skierował się w stronę Wizzoteriksa. W tej samej chwili z zarośli wybiegły dwie postacie kierując się ku Wizzoteriksowi i stojącemu opodal Elfowi. Lancetoriks nie zastanawiał się długo, szybko wyciągnął swój miecz i zaczął biec w ich kierunku. Już ogromne szpony miały się wbić w Wizzoteriksa i rozszarpać go na strzępy, gdy rzucony przez Lancetoriksa miecz wbił się w pierś potwora odrzucając go o kilka kroków w tył.
- Wizz!!! – krzyknął Lancetoriks - uważaj!!!!!
W tej samej chwili drugi ze stworów rozszarpał stojącego opodal Elfa.
- Dziwomisze!!!! - ryknłą Wizzoteriks - ustawić krąg!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin